Windykacja w praktyce: Aby wilk był syty i owca cała


2015-08-21
Praca windykatora wiąże się często z kontaktowaniem się z osobami, które uważają, że windykator nic nie może, a każda próba kontaktu z nim - to naruszenie jego dóbr osobistych.

Opisana historia wydarzyła się naprawdę, a windykację przeprowadziła i opisała Anna Gąsiorowska, właścicielka firmy Negocjator Anna Gąsiorowska.

Wyobraźmy sobie sklep motoryzacyjny, który zamawia części w hurtowni. Właściciel sklepu opłaca fakturę zbiorczą dwa razy w miesiącu.

Z terminowym opłacaniem faktur nie było żadnych kłopotów. Jednak pewnego dnia na koncie hurtowni nie pojawiły się pieniądze. Gdy księgowa zadzwoniła do właściciela sklepu, ten zapewnił ją, że ureguluje wszystko pod koniec miesiąca, bo musiał przeznaczyć pieniądze na inwestycje. Księgowa przystała na to. I rzeczywiście, pod koniec miesiąca środki za tą fakturę wpłynęły, ale nie było płatności za drugą fakturę... Po rozmowie z właścicielem sklepu, dowiedziała się, że środki wpłaci w połowie miesiąca. Gdy zapytała, czy wtedy też wpłaci pieniądze za bieżącą fakturę, właściciel stwierdził, że przecież on płaci i to nie mało, a księgowa nie będzie go pouczała, co i kiedy ma płacić, bo on to doskonale wie.

Firma skontaktowała się ze mną, bym ja, jako zawodowy negocjator, spróbowała rozwiązać ten impas - z jednej strony dobry klient, z drugiej faktury płacone z opóźnieniem. Jednym słowem: hurtownia chciałaby, by klient zaczął znowu opłacać faktury w terminie, a przy tym, nie chcieli go stracić.

Po zebraniu wszystkich informacji o właścicielu sklepu, przystąpiłam do działania. Pierwsza rozmowa skończyła się dość szybko. Przedstawiłam się, powiedziałam, po co dzwonię i chciałam dowiedzieć się, kiedy zapłaci zaległą fakturę. Właściciel firmy stwierdził, że nie będzie ze mną rozmawiał, bo ja nie jestem stroną tej sprawy, to jest problem jego i hurtowni, po czym odłożył słuchawkę.

Kolejny telefon i właściciel sklepu ciągle uważał, że wtrącam się bezprawnie w jego sprawy i on ze mną nie będzie na ten temat rozmawiał, tylko z hurtownią i to jak mu się zechce. Przy okazji zacytował kilka popularnych w internecie opinii, że z windykatorem nie można rozmawiać, że ustalenia z nim są zawsze niekorzystne dla dłużnika, a najlepiej - poszczuć takiego psami lub od razu dzwonić na policję. Próbowałam mu wytłumaczyć, że jest w wielkim błędzie - że z windykatorem, jak z wierzycielem, warto porozmawiać, że w ustaleniach ze mną nie będzie żadnych kruczków prawnych, gwiazdeczek, drobnego druku, że jak ustalimy, tak będzie, a ugodę zawieram na piśmie, podpisaną przez obie strony negocjacji. Na nic to się jednak nie zdało - wujek Google wie lepiej i koniec.

Po wysłaniu z pismem z wezwaniem do zapłaty (tak, z wezwaniem do zapłaty, choć opóźnienie w płatnościach wynosiło ok. 14 dni), zadzwonił do mnie.

Po początkowych krzykach, że ja nic tu nie mogę, że złoży zawiadomienie do prokuratury (nie umiał wyjaśnić powodu, dlaczego chciał to zrobić. O nękaniu nie było mowy, bo odbyliśmy raptem 2 rozmowy telefoniczne), stwierdził, że jeśli hurtownia nasyła na niego windykatora, to on sobie zmieni hurtownię i ta nie dostanie od niego ani grosza. A za "straty moralne", nie zapłaci za ostatnią fakturę. Czyli zadziałał według metody: "Na złość mamie, odmrożę sobie uszy". Jednak mimo takich deklaracji, ciągle składał zamówienia w hurtowni. A zatem zaproponowałam wierzycielowi wstrzymanie zamówień z tego sklepu. Tak też zrobili.

Hurtownia wstrzymała przyjmowanie zamówień z tego sklepu, ale nierozwiązane były jeszcze dwa problemy: niezapłacone dwie faktury i groźba straty klienta.

Gdy nie wpłynęły pieniądze za kolejną fakturę, postanowiłam odwiedzić właściciela sklepu. Zastałam go w jego biurze. Przy osobistym spotkaniu zauważyłam, że ten pan nie był już tak pewny siebie, jak przez telefon.

Tak zazwyczaj bywa - gdy czujemy się bezpieczni, odgrodzeni od drugiej strony jakąś barierą - czy to ekranem komputera, czy też barierą odległości przez telefon, jesteśmy odważniejsi, możemy zagrać kogoś, kim nie jesteśmy. Tak też było w tym przypadku.

Wyjaśnił na spokojnie, skąd się wzięły trudności w regulowaniu rachunków i że nie jest w stanie uregulować całości od razu, zwłaszcza, że po zmianie hurtowni, nie ma tylu rabatów, co u mojego klienta, więc zysk ma dużo mniejszy. Po konsultacji z moim klientem zaproponowałam mu powrót do poprzedniej hurtowni, na takich samych warunkach, co poprzednio, ale by pozbyć się długów, niezwłocznie ureguluje pierwszą zaległą fakturę, kolejną, zaległą i bieżącą, zapłaci w całości za miesiąc.

Przystał na to i uregulował swoje należności w wyznaczonym przeze mnie terminie. Hurtownia otrzymywała późniejsze płatności na bieżąco, a właściciel mógł się cieszyć dalej rabatami.

Nadesłał:

Negocjator Anna Gąsiorowska
http://www.agnegocjator.pl

Wasze komentarze (1):

  • avatar
    ~ehh, 2015-08-22 08:23:59

    a gdzie negocjacje? bo z tekstu wynika tylko tyle, że windykator wniósł do sprawy wielką awanturę.


Twój podpis:
System komentarzy dostarcza serwis eGadki.pl