Charakter narodowy Polaków


2008-11-11
Dzisiaj przypada naprawdę niezwykła data historyczna, obchodzimy 90. rocznicę odzyskania przez Polskę niepodległości, co powinno skłaniać i skłania, przynajmniej mnie, do pewnych przemyśleń na ten temat.

Być może sprawa naszego charakteru narodowego odżyła jakoś we mnie na skutek ponownego odkrycia w sobie zainteresowania ojczystą historią, szeroko pojętą i przekrojową. Zawsze wprawdzie najbardziej pociągał mnie okres, kiedy Polska rozciągała się terytorialnie niemal od morza do morza, ale nie przeczę, że czasy klęsk i zaborów, też miały swoje ciekawe momenty. Coś mnie ostatni podkusiło i wizytując Empik w poszukiwaniu zupełnie innej książki, natknąłem się na wielotomową historię powszechną, spośród wielu części dzieła, cztery poświęcono historii naszego kochanego kraju, więc postanowiłem je nabyć, niejako do kolekcji i dlatego, że w jakimś sensie tak przekrojowo traktują dzieje Polski, a już dawno nie kupiłem sobie nic podobnego. Czas więc był najwyższy, żeby odświeżyć swoją bibliotekę, być może pod wpływem tego impulsu znowu zacznę czytać książki z dawnym zapałem, bo takie bytowanie i życie samą pracą przed komputerem i oglądanie telewizji dla rozrywki w domu, to jednak nie jest szczyt moich marzeń. Zawsze miałem swoje pasje i zainteresowania, które jakoś tam starałem się realizować i dopiero ostatnie dwa lata jakoś mnie przytępiły pod względem kulturalnym.

Tak sobie przeglądam wyrywkowo te książki i zaczynam wiązać polską historię z tym co się dzieje teraz wokół nas, jak bardzo mamy wiele wspólnego ze swoimi przodkami sprzed wieków, naprawdę, jak się nad tym dobrze zastanowić, to wychodzi na to, że Polacy w swej mentalności naprawdę mało się zmienili. Chodzi mi tu o tzw. charakter narodowy, który według wielu badaczy naprawdę istnieje. Nie przytoczę tu teraz ich nazwisk, bo niewiele już pamiętam, (na pewno jednym z nich był Andrzej Walicki, który pisał nawet o czymś w rodzaju ducha narodowego), ale nie o to chodzi. Sens w tym, że coś takiego naprawdę istnieje, coś co poprzez wspólnotę historycznych losów kształtuje mentalność ludzi i ich percepcję świata. Być może trochę właśnie nasz charakter narodowy ponosi odpowiedzialność, a właściwie my sami jako Polacy, za to, że tak niewiele sukcesów udało nam się osiągnąć w historii. Chyba nie jest przypadkiem to, że jesteśmy dobrzy i jednoczymy się w ciężkich momentach, kiedy byt i państwowość jest zagrożona, ale w okresie pokoju i dobrobytu, kiedy powinno się budować i współpracować, to te dwie czynności nie wychodzą nam najlepiej. Chyba każdy kto chociaż trochę interesował się historią Polski, może znaleźć wiele argumentów na potwierdzenie tej tezy, która swoją drogą chyba przez wielu historyków już wile razy była wypowiedziana. Jak to się dzieje, że na przykład w czasach II wojny światowej i okupacji niemieckiej Polacy bohatersko potrafili stawiać opór i stworzyli bezprecedensowe w skali światowej Państwo Podziemne, które posiadało nie tylko swoje sądy i administrację, ale także prasę i było przedłużeniem Rządu Emigracyjnego w Londynie? Czy tylko w czasach trudnych i wymagających nadludzkiego wręcz bohaterstwa Polacy potrafią się jednoczyć w jednym celu? Czy tylko w momentach zagrożenia potrafimy tak naprawdę coś rozsądnego zbudować? Owszem, jest to w pewnym sensie wielka zaleta charakteru narodowego Polaków, gdyż w wielu przypadkach uratowało to w ogóle biologiczne istnienie naszego narodu a nawet języka, który przecież przez 123 lata rozbiorów nie był urzędowym na ziemiach między Odrą a Bugiem, a przez większość czasu wręcz był tępiony przez obca administrację za pomocą wielu formalnych i nieformalnych narzędzi. Dla mnie jest to głęboko zastanawiające, że właśnie w czasach pokoju, kiedy większość narodów przeżywa okres rozkwitu i prosperity, to u nas toczą się nieustanne spory i waśnie, tylko w obliczu zewnętrznego zagrożenia jesteśmy w stanie coś fajnego razem zbudować, kiedy tego nie ma, to w jakiś niewytłumaczalny sposób ta nasza magiczna więź i zjednoczenie wokół dobrej sprawy pęka. Już w połowie XIX w. w czasach Wielkiej Emigracji ktoś mądry powiedział, że gdzie się zbierze trzech Polaków, tam powstaną cztery partie polityczne i pięć gazet. To chyba najlepiej obrazuje ten brak zgody, którego właśnie w czasach pokoju nam brakuje. Wcale nie jest to kwestia do roztrząsania tylko przez historyków, bo przecież wystarczy sobie pooglądać wiadomości albo poczytać gazetę, żeby zobaczyć, że we współczesnej Polsce dzieje się dokładnie to samo. Prowadzimy bezproduktywne waśnie i spory o historię tego, czy innego człowieka, o jego zasługi lub ich brak, o agenturalną przeszłość, powstają książki, ludzie się wzajemnie opluwają w majestacie kamer telewizyjnych i fleszy fotoreporterów, każdy w jakiś inny sposób rozumie swój patriotyzm, mając przekonanie, że to on właśnie posiadł wyrocznię absolutnej prawdy i racji historycznej i politycznej. Nie ma chyba nic bardziej zgubnego nie tylko dla polityka, niż przekonanie o własnej nieomylności, niestety w naszym kraju chyba tylko tacy są, jest to do tego stopnia rozpleniona wada, że nie potrafią już ze sobą rozmawiać. Dlatego czasami mam wrażenie, że gdyby dzisiaj przyszło im usiąść do czegoś na kształt Okrągłego Stołu, to skończyć by się to mogło chyba tylko krwawą jatką, a w najlepszym razie wyzwiskami i siniakami. Coś takiego jak sztuka dialogu dosyć dawno została w Polsce zapomniana i dotyczy to nie tylko poprzednich rządów, ale też i obecnego, który tak bardzo diametralnie mia się różnić od swoich poprzedników. W tym przypadku niestety się nie różni, co trzeba stwierdzić z przykrością ale i z całą stanowczością. Najlepszym chyba przykładem naszych problemów z dogadaniem się we własnym gronie jest kwestia przygotowań do Euro 2012, które to zawody wcale nie wiadomo czy się w Polsce odbędą. Zamiast ustalić coś konstruktywnego, co pozwoliłoby się godnie zaprezentować przed Europą i światem i maksymalnie wykorzystać czas, który jeszcze pozostał na przygotowania, to my nawet nie potrafimy rozwiązać problemu korupcji, który toczy polską piłkę już od lat, co nie jest tajemnica dla nikogo. Dlaczego nie bierzemy przykładu z innych krajów, które radykalnie rozwiązywały ten problem, nie tylko w kwestiach sportowych, ale także społecznych i politycznych? Bardzo dobrym przykładem mogą być według mnie Włochy, które w latach 90. doskonale poradziły sobie z korupcją życia politycznego, całkowicie przebudowując swój system partyjny. W 1993 roku zmiotło z powierzchni ziemi wszystkie partie polityczne, które były zamieszane w korupcję, dotyczyło to oczywiście także polityków. W Polsce coś takiego byłoby chyba nie do pomyślenia. Podobnie całkiem niedawno Włosi postąpili ze swoją piłka, gdzie ukarano srogimi grzywnami i degradacją nawet duże i wpływowe kluby sportowe . W Polsce, nie udaje się ani jedno, ani drugie, mimo iż nie jestem wielbicielem sportu a w szczególności piłki nożnej, to jednak przykro jest patrzeć, jak w moim własnym kraju ciągle ta sama klika rządzi piłką i nie potrafi się odpowiednio przygotować do Euro 2012.

Całkiem niedobrze o nas świadczy już sam fakt, w jakich okolicznościach odbywają się tegoroczne obchody Święta Niepodległości. Pomijam już fakt ostrego konfliktu politycznego między Rządem a Prezydentem, bo takie przecież się zdarzają w wielu krajach, ale fakt, że raz w roku nie mogą się dogadać już sam w sobie jest dziwny. Codzienne, często osobiste animozje przedkładane są nad dobro publiczne i wizerunek państwa. Nawet w czasie tak wielkiego święta szuka się okazji do tego, by zrobić sobie na złość, obrzucić się błotem, tak chyba tylko żeby pokazać, że to ja, a nie ten drugi jest tutaj ważniejszy. Liczy się tylko moje ja, moje zdanie, moje oczekiwania i pragnienia oraz mój pogląd na świat. Moja racja jest racja najmojsza i nic innego się nie liczy, nie ma żadnych wyższych wartości, niczego co mogłoby przekreślić moje dążenia. Taka postawa, rzecz jasna, ma czasami wiele wspólnego z ze zwykłą bufonadą i na pewno nie skłania do jakiegokolwiek dialogu czy poszukiwania linii porozumienia. A ponieważ jedna strona jest złośliwa, to druga czeka tylko na okazję, żeby odpowiedzieć tym samym, chociażby drobna złośliwością w postaci na przykład zlekceważenia kogoś. Celowo nie piszę tu o nazwiskach, gdyż każdy może sobie podstawić dowolne postaci z dzisiejszego życia społecznopolitycznego i osiągnie się ten sam, pełen obraz sytuacji, co ciekawe aktualny w wielu momentach polskiej historii na nieszczęście tego kraju. Czy nie bardzo podobnie wyglądała rywalizacja poszczególnych stronnictw magnackich tuż przed rozbiorami, kiedy dogorywała Rzeczpospolita szlachecka? Czy nie podobnie, tylko niejednokrotnie ostrzej rywalizowały ze sobą stronnictwa polityczne w II Rzeczpospolitej? Takich przykładów można znaleźć bardzo wiele i co ciekawe pochodzą one z czasów pokoju, a nie jakichś zawieruch wojennych. Być może jest to też po części konsekwencją tego, że tak naprawdę brakuje chyba dzisiaj postaw ludzi naprawdę oddanych tzw. dobru wspólnemu, a czegoś takiego jak postawa propaństwowa, to już naprawdę można szukać ze świecą. W sondażach dominuje miłość do Ojczyzny, pamiętanie o świętach narodowych, jakiś akademie okolicznościowe i wywieszanie flagi, w ostatnich latach coraz popularniejsze, ale są to wszystko raczej takie mało wymierne czynności i deklaracje, kiedy przychodzi na przykład do udziału w wyborach, to już raczej niewielu obywateli uważa ten akt za swój patriotyczny obowiązek, podobne podejście istnieje chyba do kwestii płacenia podatków, państwo jest duże, więc można je spokojnie kantować, a to, że jest nasze, to już inna historia, jednak wymagamy od niego dróg, emerytur i bezpłatnej służby zdrowia, nikomu jednak nie przychodzi do głowy, że to wszystko kosztuje i skądś kolejne rządy muszą brać na te cele pieniądze, a póki co głównym źródłem dochodów większości państw współczesnych są właśnie podatki.

Ta niechęć do oddawania czegokolwiek państwu może być nawet częściowo usprawiedliwiona i zrozumiała, ale przecież nie tędy droga. Wiadomo, że przez okres zaborów, państwo i administracja nie było polskie, a walka z nim uchodziła za akt patriotyzmu. Podobnie okres komunizmu nie był najlepszym dla kształtowania w Polakach postaw propaństwowych, niby była to administracja polska, ale tak nie do końca suwerenna, a poza tym wszystko było wspólne, socjalistyczne, a więc niczyje, więc rozkradanie niczyjej własności nie mogło uchodzić za przestępstwo. Z taką mentalnością weszli Polacy w okres demokracji i budowania własnej, niezależnej państwowości, z podobnym podejściem spotykamy się dzisiaj u części elit i rządzących, którzy nie traktują kwestii rządzenia jako służby publicznej, ale okazji do zarobienia pieniędzy kosztem oczywiście państwa i całego społeczeństwa. Któż z nas nie słyszał barwnego porównania do świń i koryta, które chyba najlepiej opisuje postawę roszczeniową rządzących, liczą się tylko apanaże, zaszczyty i profity z racji sprawowanej władzy i urzędu, kompetencje , a nawet dobre chęci, żeby coś zrobić dla wszystkich, a nie tylko dla siebie gdzieś zanikają. Ile w ostatnich latach widzieliśmy „Karier Nikodema Dyzmy”? Ludzie kompletnie nie mający pojęcia o sferze swojej urzędowej aktywności zajmowali i zajmują nawet najbardziej eksponowane stanowiska państwowe i nikt sobie z tego nic nie robi. Skoro panuje demokracja i ktoś ich wybrał, to uważają, że mają prawo, żeby zachowywać się jak na własnym podwórku. Już w XIX wieku John Stuart Mill, uważany za wielkiego liberała twierdził, że właśnie by ustrzec narody przed takimi nieprzewidywalnymi sytuacjami, należałoby wprowadzić jakieś uniwersalne wymogi dotyczące wykształcenia i kompetencji, które byłyby podstawą do startu w wyborach, a potem rządzenia państwem. Dzięki temu uniknęłoby się demokracji rozumianej jako rządy większości, Owszem, są to rządy większości, ale tylko z matematycznego punktu widzenia, prawdziwie demokratyczne jest rządzenie z poszanowaniem praw i godności słabszych, tych którzy nas nie wybrali i stanowią mniejszość w społeczeństwie. Do tak pojmowanej demokracji obawiam się, że nasze ukochane społeczeństwo, a przede wszystkim politycy, jeszcze prędko nie dojrzeją.

A przecież patriotyzm to nie tylko flagi i parady wojskowe o raz zakopywanie się w historycznych książkach czy tabuny dzieci szkolnych ciągane po kinach na „epopeje narodowe”, których tak naprawdę w wieku szkolnym z popcornem pod pachą mało jeszcze cokolwiek z tej tematyki rozumieją. Czy nie lepiej byłoby tak dostosować program nauczania, żeby młody Polak miał nawyk chodzenia na wybory, płacenia podatków, uczestniczenia w referendach itp.? Coś takiego jak wiedza o społeczeństwie chyba w polskich szkołach nie istnieje i naprawdę nie ukształtuje się w młodzieży postaw patriotycznych, czy poczucia dumy narodowej poprzez kolejne roszady na liście lektur. Poza tym dzisiaj i tak nikt tych lektur nie czyta, jest to nudne i czasochłonne, młodzież woli internet i sprawy, które dotyczą życia codziennego oraz współczesne problemy. Jakaś powieść z XIX wieku, chociażby i najciekawiej napisana, nie jest w stanie zainteresować współczesnego nastolatka i trafić w jego percepcję świata, a co dopiero mówić o kształtowaniu jej. Dopóki tego nie zrozumieją kolejne ekipy zasiadające w Ministerstwie Edukacji, można będzie zapomnieć o nowoczesnym systemie kształcenia w Polsce. Ostatnie wielkie reformy edukacyjne doprowadziły do tego, że system, który uczył wile, duża za wiele na pamięć, teraz postawił na wybiórczą wiedzę odtwórczą w kilku wybranych aspektach. Zamiast uczyć ludzi przedsiębiorczości, stwarza się automaty, które będą powtarzały utarte regułki i wyliczenia, bo do tego sprowadza się współczesny egzamin maturalny, nad czym bardzo boleję, może dlatego, że sam zdawałem jeszcze starą wersję, także niedoskonałą, ale w wielu aspektach bardziej twórczą. Dzisiaj zamiast uczyć ludzi wyrabiana sobie własnego poglądu na świat na podstawie przyswojonej wiedzy i różnych, często przeciwnych wizji historii czy innych nauk, kładzie się nacisk na jedno utarte stanowisko, no bo przecież arkusz odpowiedzi może być tylko jeden nawet w przypadku interpretacji utworu literackiego, tak jakby każdy czytelnik musiał przyjmować optykę egzaminatora. Po co więc szukać odpowiedzi we własnym zakresie, skoro wszystko jest podane na tacy i inne odpowiedzi nie są mile widziane? Już mnie nie dziwi, że polskie szkoły kształcą ludzi zupełnie nie przygotowanych do funkcjonowania na współczesnym rynku pracy, bo coś takiego jak kreatywność, nie jest w cenie. Jasne jest, że osoba nauczona, że do wyniku 4 może doprowadzić tylko działanie 2+2, nie będzie potrafiła poszukać innych dróg do tego samego celu, polskie szkoły zabijają zdolność myślenia, no bo według niektórych jest to niepotrzebne zawracanie sobie głowy. I ktoś powie, że nie ma to nic wspólnego z patriotyzmem i charterem narodowym Polaków, a jednak pomyli się, bo to jacy wychodzimy ze szkół wpływa na fakt, jakimi ludźmi jesteśmy w społeczeństwie.

W tym kontekście nie dziwi trochę fakt, że w naszym kochanym kraju kogoś, kto osiąga sukces i nie chodzi utartymi przez innych ścieżkami, postrzega się jako kombinatora i przy najbliższej nadarzającej się okazji obrzuca się błotem i próbuje ściągnąć do miernego poziomu tzw. ogółu. Czasami dzieje się to na zasadzie zwykłej ludzkiej przekory, żeby mu nie było lepiej, żeby się nie wywyższał, dlaczego ma być lepszy od innych. W związku z tym wielu artystów, ludzi kultury i sztuki, czyli w ogólnym sensie kreatywniejszych niż reszta społeczeństwa, ma w naszym kraju ciężkie życie i jeżeli nie uda im się w porę wyjechać, to niestety nie czeka ich świetlana przyszłość i zrobienie kariery światowej. Ma to też wpływ na brak autorytetów, no bo skoro każdego ściąga się w dół, to przecież nie mogą być osoby lub środowiska, których się uważnie słucha w wielu kwestiach, szanuje ich poglądy i poważa ich zdanie oraz dorobek twórczy czy społeczny. W Polsce niechętnie słucha się jakiegokolwiek zdania, które nie pada z kościelnej ambony, a nawet tego słucha się tylko jednym uchem, wypuszczając drugim. Powoduje to potworne zakłamanie dużych rzesz społeczeństwa i nietolerancję wobec wszelkiej inności, którą trzeba zniszczyć, zniwelować i wytępić, zupełnie jakby coś takiego było zgodne z chrześcijańską postawą, która przecież nakazuje poszukiwać płaszczyzn dialogu i porozumienia. Szkoda, że z nauk Jana Pawła II wyniesiono jedynie stawianie nowych kościołów i temuż pomników, a mało kto starał się naprawdę słuchać tego co miał do powiedzenia. Bałwochwalcze uwielbienie jakim się cieszył za życia po jego śmierci już zupełnie zagłuszyło treści, które niosły ze sobą jego nauki, nie tylko te w kwestiach moralnych, ale i społecznych. To kolejna polska przypadłość, że święci się pomniki przeszłości i dawno minionej chwały, a nie potrafi się zrobić porządku na współczesnym podwórku, ciekawe czy nam będzie za co stawiać pomniki, obawiam się, że nie, skoro my sami nie potrafimy się dogadać i współpracować na rzecz lepszego społeczeństwa tu i teraz.

Nadesłał:

christoph83

Wasze komentarze (0):


Twój podpis:
System komentarzy dostarcza serwis eGadki.pl