Dudek wściekły na kolegów?
Odpadnięcie z Pucharu Hiszpanii z III-ligowcem to dla Realu kompromitacja. Byłem wściekły na kolegów, na siebie też, bo choć żadnej bramki nie zawaliłem, to cudu nie dokonałem - mówi Jerzy Dudek.
Polski bramkarz puścił w dwóch meczach aż sześć bramek. Mimo, że za żadną nikt nie miał do niego pretensji, Dudek jest wściekły - wielki Real Madryt odpadł z III ligowym Realem Union.
Dariusz Wołowski: Czekał pan na mecze w Pucharze Króla, by wreszcie ruszyć się z ławki rezerwowych. Tymczasem skończyło się na dwóch spotkaniach z III-ligowcem, który wbił panu sześć bramek. I znowu wraca pan na ławkę.
Jerzy Dudek: W zeszłym sezonie byłem załamany, gdy odpadaliśmy z Mallorcą. Teraz jest znacznie gorzej, bo pokonał nas III-ligowiec. Zagraliśmy źle, ale też trudno powiedzieć, że włożyliśmy w grę całe serce. Gdybyśmy byli skoncentrowani i zdeterminowani na 100 proc, to nieszczęście by się nie stało. A tak przeżyłem najgorszy dzień, odkąd jestem w Realu. Gorszy niż ten, kiedy w ubiegłym sezonie odpadaliśmy z Champions League w 1/8 finału. Wtedy ulegliśmy przynajmniej Romie, drużynie europejskiej klasy. A teraz? W tym sezonie popełniamy bardzo dużo błędów w defensywie. Boczni obrońcy biegną do przodu, nie wracają na czas. Tracimy masę bramek: we wszystkich rozgrywkach aż 32. A jeszcze szczęście się od nas odwróciło. Nawet od Ikera Casillasa, który przed rokiem bronił w sytuacjach niewiarygodnych, a teraz gra "tylko" bardzo dobrze.
W meczach z Realem Union w bramce stał jednak Jerzy Dudek.
- Żadnego gola nie zawaliłem, ale też cudu między słupkami nie dokonałem. Nie uratowałem kolegów, nie pociągnąłem do zwycięstwa. Ale tak to jest, gdy brakuje ciągłości w grze. Trening nie zastąpi meczu. Haruję jak wół, w szczytowej formie być jednak nie mogę.
- Ma prawo być wściekły. Zdobył hat tricka, ale okazało się to za mało. Ja też wściekły byłem.
Władze Realu postawiły ponoć ultimatum Berndowi Schusterowi. Jeśli Real nie wygra najbliższego meczu z Valladolid, trener zostanie zwolniony.
- Tak donosi prasa, ale nie wierzę w tak drastyczne ruchy. W takim klubie jak Real nikt jednak nie zaakceptuje porażek, więc gdy coś jest nie tak, od razu podnosi się krzyk. Szukają kozła ofiarnego, a nim najłatwiej zrobić trenera. Musimy poprawić grę w defensywie, bo w lidze można stracić trzy bramki i wygrać 4:3, jak ostatnio z Malagą, ale w Lidze Mistrzów nie będziemy mieli szans. A przecież Real przede wszystkim marzy o 10. triumfie w Pucharze Europy.
Czy nieszczęście zaczęło się latem od nieudanego transferu Cristiano Ronaldo? Nie było w klubie planu B.
- Na pewno ten cały szum nie wpłynął dobrze na drużynę, tak jak odejście Robinho, który miał tego dość. Zespół został z jednym skrzydłowym, a jeszcze gdy Robben jest kontuzjowany, to Real ma kłopot. Przy naszym stylu gry skrzydłowi są ważni i nawet tak ofensywny boczny obrońca jak Sergio Ramos ich nie rozwiąże.
W lidze macie tylko 2 pkt straty do Barcelony, ale lider gra świetnie.
- Wszyscy rywale grają lepiej niż rok temu. Wtedy bardzo nam pomagali, teraz ani Barca, ani Valencia, ani Villarreal nie tracą głupio punktów. Obrona tytułu będzie bez porównania trudniejsza. W piłce bilans szczęść i nieszczęść jest na dłuższą metę zerowy. Teraz więcej szczęścia mają nasi rywale. Choćby we wtorek: prowadziliśmy 4:2 do 90. min, co dawało nam awans. Ale straciliśmy gola. Może jednak porażka z III-ligowcem będzie dla Realu odbiciem się od dna. Jeśli jednak nasza gra się nie poprawi, zimą szefowie klubu pójdą na wielkie zakupy.
Nadesłał:
fuburek
|