Finamo: Wyniki kwartalne w USA - brakuje przełomu
Od dwóch tygodni trwa sezon publikacji wyników finansowych spółek za II kw. w USA. Początkowe prognozy mówiły o tym, że przeciętnie zysk firm notowanych na giełdzie nowojorskiej obniży się o 35 proc. To efekt recesji w gospodarce oraz nadal nierozwiązanych problemów sektora finansowego.
Ubiegły tydzień przyniósł zaskakująco dobre rezultaty kilku dużych podmiotów i pojawia się pytanie, czy oznacza to rychłe ożywienie w amerykańskiej gospodarce.
Mini-hossa wspierana księgowymi sztuczkami
Sytuacja na światowych giełdach uległa gwałtownej zmianie od początku marca. Rosnąć zaczęły zarówno rynki akcji, jak i surowce. Przez ponad trzy miesiące trwała swoista mini-hossa. S&P 500 zyskał ponad jedną czwartą. Jeszcze silniejsza zwyżka miała miejsce na rynku surowców. Baryłka ropy naftowej podrożała aż o 67 proc.
Za wzrostami stały przede wszystkim doniesienia o stabilizacji sytuacji w sektorze finansowym. Pomoc państwowa pozwoliła amerykańskim bankom uzyskać płynność i zacząć generować zyski. To wywołało euforię na rynku, choć bliższe spojrzenie na rezultaty banków nie pozwalało już na tak zdecydowany optymizm. Rozwodnienie kapitału (więcej akcji w kapitale zakładowym) na skutek pomocy publicznej, bądź emisji akcji spowodowało, że wypracowane zyski w przeliczeniu na jedną akcję okazały się znacznie gorsze od ubiegłorocznych.
Warto również pamiętać o tym, że na początku kwietnia FASB (amerykańska Rada Standardów Rachunkowości Finansowej) zgodziła się by aktywa w bilansach banków wyceniać za pomocą tzw. metody mark-to-value, zamiast dotychczasowej mark-to-market. W skrócie zmiana sprowadza się do tego, że zamiast wyceny rynkowej kształtowanej przez popyt i podaż, teraz banki ustalają tzw. wartość uznawaną za godziwą. Jak łatwo się domyślić niesie to ze sobą zagrożenie, że wewnętrzne oceny instytucji finansowych są po prostu oderwane od rzeczywistości. Nie zmienia to faktu, że ta decyzja wydatnie pomogła w poprawie kondycji instytucji finansowych w USA.
Klasyczna recesja w USA
Niemiłym zaskoczeniem dla rynku był fakt, że o ile można mówić o pewnych oznakach poprawy, przynajmniej dzięki zabiegom księgowym, w przypadku sektora finansowego, to systematycznie pogarsza się kondycja firm produkcyjnych. Innymi słowy problemy na rynku kredytowym przełożyły się na kondycję całej gospodarki. O ile powoli możemy mówić o pewnych symptomach stabilizacji w sektorze finansowym, to kłopoty przenoszą się na resztę gospodarki. Znamienny jest w tym wypadku fakt, że w maju indeks S&P 500 osiągnął poziom z października ubiegłego roku, czyli z okresu największych zawirowań w sektorze finansowym (tuż po upadku Lehman Brothers, akcji ratunkowej dla AIG).
Rozpatrując w ten sposób powiązanie giełdy i gospodarki otrzymujemy obraz, że po wynikach za I kw. rynek przeszedł z fazy lęku o sektor finansowy do analizy kondycji całej gospodarki.
Tymczasem dla firm nie finansowych ogromne znaczenie ma ograniczenie konsumpcji przez Amerykanów (odpowiada ona za 75 proc. krajowego PKB). Występuje znany z przeszłości mechanizm klasycznej recesji tym razem wzmocniony problemami na rynku kredytowym.
Spadek płac i zatrudnienia powoduje, że Amerykanie coraz uważniej przyglądają się każdemu wydanemu dolarowi. Widać to po comiesięcznych publikacjach poziomu sprzedaży detalicznej.
Banki: segment inwestycyjny zarabia, detaliczny traci
Z takim bagażem rynki wkroczyły w sezon publikacji wyników finansowych za II kw. U jego progu inwestorzy zadawali sobie kilka pytań: Czy potwierdzi się lepsza kondycja amerykańskich banków i czy wreszcie znajdzie ona solidne uzasadnienie w bilansach? Jak wygląda sytuacja w całej gospodarce? Czy programy pomocowe amerykańskiego rządu zaczną przynosić efekty?
W ubiegłym tygodniu początek publikacji wyników przyniósł euforię na giełdach. Napędzana ona była głównie znakomitymi rezultatami Goldman Sachs. Warto jednak pamiętać, że podobnie jak w I kw. znakomite wyniki tego banku to zasługa zysków uzyskanych w segmencie bankowości inwestycyjnej. Na działalności inwestycyjnej oraz jednorazowych wydarzeniach (sprzedaż aktywów) zarobił Citigroup. Trudno zatem jego rezultaty uznawać za reprezentatywne.
O tym, że sektor detaliczny jest nadal w kiepskiej kondycji pokazały wyniki Bank of America opublikowane w piątek. Wprawdzie w liczbach bezwzględnych zysk BoA spadł jedynie o 5,5 proc., ale już zysk na jedną akcję obniżył się o ponad połowę. Potwierdzona została zatem tendencja obserwowana już w I kw. Coraz większa liczba niespłacanych kredytów odbija się na kondycji banków. Nie bez znaczenia pozostaje fakt, że cotygodniowy wskaźnik liczby osób rozpoczynających pobieranie zasiłku dla bezrobotnych utrzymywał się przez cały II kw. powyżej 600 tys. Tymczasem każde wskazanie powyżej 0,5 mln jest uznawane za przejaw kurczenia się gospodarki. Mniejsza ilość pieniędzy w portfelach Amerykanów ma niekorzystny wpływ na kondycję banków. Warto bowiem pamiętać, że systematycznie rośnie stopień zadłużenia w USA. Obecnie zobowiązania względem instytucji finansowych to ok. 120 proc. tzw. dochodu rozporządzalnego Amerykanów, czyli środków, które pozostają do wydania po uregulowaniu stałych opłat.
Amerykanie wstrzymują się również z zaciąganiem nowych kredytów hipotecznych. Pomimo wysiłków FED i amerykańskiej administracji rządowej na razie trudno o zdecydowaną obniżkę kosztów kredytów hipotecznych.
Informatyczne zaskoczenie
Jeśli dopatrywać się pozytywów w wynikach opublikowanych do tej pory przez spółki amerykańskie, to należy ich raczej szukać wśród spółek z branży IT, niż w sektorze finansowym. Zdecydowanie lepsze wyniki od prognoz opublikował Intel oraz IBM. Rynek oczekuje, że wkrótce lepsze wyniki od prognoz opublikuje również koncern Apple.
Dobrą kondycję prezentuje też Google, jednak ta firma przyzwyczaiła już inwestorów, że co kwartał przekracza publikowane wcześniej prognozy. W tym ostatnim przypadku widać jednak niższe wpływy z reklamy internetowej. Nie powinno to dziwić bowiem reklama jako branża późno cykliczna, czyli rozwijająca się dynamicznie u szczytu dobrej koniunktury odczuwa coraz silniej skutki kryzysu.
Pozytywne wyniki spółek informatycznych stanowią dobry prognostyk dla gospodarki. Pokazuje to, że firmy nie skupiają się już na cięciu wynagrodzeń i etatów, ale zgromadzone oszczędności inwestują w rozwój infrastruktury i automatyzację procesu pracy. Rozwój rozwiązań informatycznych oznacza dążenie do efektywniejszego działania, a co za tym idzie z czasem poprawę kondycji firm.
Firmy produkcyjne: General Electric wskazał drogę?
W piątek poznaliśmy również wyniki General Electric, który ze względu na skalę działania uznawany jest za amerykańską gospodarkę „w pigułce". Firma największe straty poniosła w segmencie finansowym. Podstawowa działalność General Electric nie ucierpiała tak mocno. W ujęciu całościowym koncern zanotował spadek zysku o 47 proc. Pojawia się jednak pytanie, czy to właściwy moment by ocenić, jak głęboki wpływ kryzys sektora finansowego wywarł na pozostałe gałęzie gospodarki. Na pewno firmy pokroju GE czeka przeorientowanie z modelu nastawionego na korzystanie z działalności inwestycyjnej na czerpanie zysków z tradycyjnej produkcji. Fakt, że pomimo kryzysu w niewielkim stopniu wzrósł w ich przypadku poziom zadłużenie pozwala mieć nadzieję, że posiadają środki wystarczające, by przeorganizować proces produkcyjny i dostosować się do nowych warunków. Nie zapominajmy jednak, że w I. kw. tego roku gospodarka amerykańska skurczyła się o rekordowe 5,7 proc.
Spółki surowcowe: mini-hossa surowcowa nie pomoże
W połowie pierwszego kwartału najniższy poziom zanotowały ceny surowców. Miało to wpływ na rezultaty osiągnięte w II kw. przez spółki surowcowe. Rozpoczęta od przełomu lutego i marca zwyżka na rynku surowców będzie odczuwalna dopiero w wynikach za III kw. Oczywiście niezbędne jest do tego założenie, że wzrosty na rynku surowców będą kontynuowane. Tymczasem ostatnie zachowanie cen ropy naftowej oraz miedzi wskazują na coś wręcz przeciwnego.
Pod koniec lipca rezultaty opublikuje Chevron jeden z liderów przemysłu naftowego na świecie. Przedstawiciele spółki uważają, że wyniki będą zdecydowanie gorsze od tych osiągniętych w ubiegłym roku. Wpływ na to miały spadające ceny ropy naftowej oraz słabnący dolar.
Europa nadal w głębokiej recesji
W zupełnie innym punkcie znajdują się firmy europejskie. W minionym tygodniu poznaliśmy wyniki chociażby Nokii. Okazały się one zdecydowanie słabsze od oczekiwanych. Pojawiają się głosy, że negatywny wpływ na potencjał rozwoju gospodarki w strefie euro ma wspólna waluta. Odgórne regulacja monetarne dla całego rynku wewnętrznego nie pozwalają na elastyczne dostosowanie się do panujących warunków. Jest to uznawane za jeden z powodów, dla którego kryzys w gospodarce europejskiej potrwa dłużej niż za oceanem.
Wyniki zgodnie z oczekiwaniami
Pomimo pewnych sygnałów ożywienia, trudno ocenić dotychczas opublikowane wyniki przez amerykańskie spółki za mocno odbiegające od prognoz i sytuacji obrazowanej przez comiesięczne wskaźniki makroekonomiczne. Zaskoczyły na pewno firmy informatyczne i to należy odnotować jako duży pozytyw. Niewątpliwie rodzi to nadzieję na ożywienie w gospodarce.
Sektor finansowy nadal boryka się problemami, dość dobrze trzyma się jedynie segment inwestycyjny.
Wzrost cen towarów oznacza lepsze widoki dla firm surowcowych. Efekty tego będą widoczne jednak dopiero w III kw.
Na razie reakcję na pierwsze wyniki kwartalne spółek w Stanach Zjednoczonych trzeba ocenić jako nazbyt emocjonalne. Niewątpliwie pomógł fakt, że wbrew dotychczasowej praktyce, nie okazały się one po raz kolejny gorsze od prognoz. A to już stało niewystarczającym powodem do euforii.
Grzegorz Wach, Analityk Finamo
Nadesłał:
ap
|