ŁKS leci na łeb


ŁKS leci na łeb
2008-11-13
ŁKS przegrał bardzo ważny pojedynek o "sześć" ligowych punktów. Poległ bowiem w meczu z zespołem, który też broni się przed spadkiem. Ulegając ligowemu słabeuszowi łodzianie zrobili wielki krok ku degradacji.

W 8 min po znakomitym prostopadłym podaniu Biskupa do piłki ruszył Kujawa. Gdyby ją przejął byłby w sytuacji sam na sam z bramkarzem. Sędzia uznał jednak, że był na pozycji spalonej. Z wysokości trybuny prasowej wydawało się, że pospieszył się z użyciem gwizdka.

Powiedzmy sobie jednak szczerze, przez pierwszy kwadrans nic się na boisku nie działo. Piłkarze obu drużyn prześcigali się w niecelnych podaniach, stratach piłki, niepotrzebnych faulach.

Wreszcie w 16 min składną akcję przeprowadzili łodzianie. Kujawa zagrał głową piłkę do Stachowiaka. Ten popędził z piłką na bramkę Bąka. W końcu zdecydował się na strzał z 25 metrów. Posłał jednak piłkę nad poprzeczkę.

W odpowiedzi Kowalczyk uderzył futbolówkę tak, jakby był... rugbistą. Poszybowała ona dobre 15 metrów nad bramką Wyparły. Za chwilę jednak gdańszczanie zdobyli gola. W pozornie niegroźnej sytuacji Adamski sfaulował w polu karnym Wiśniewskiego. Łodzianin ukarany żółtą kartką specjalnie nie protestował. Widać dopuścił się przewinienia na rywalu. Pewnym egzekutorem jedenastki okazał się Rogalski. Zmylił Wyparłę. Łodzianin rzucił się w lewy róg. On posłał piłkę w przeciwległy. I tak praktycznie z niczego łodzianie stracili frajersko bramkę.

ŁKS przeszedł do ofensywy. Osiągnął nawet optyczną przewagę. Kończyło się jednak wszystko na stracie piłki przed polem karnym lub niedokładnym dośrodkowaniu. Zdenerwowani własną nieporadnością gracze ŁKS po stracie piłki zaczęli niepotrzebnie faulować rywali, za co arbiter karał ich żółtymi kartkami. W 41 min Lechia znów uzyskała przewagę. Zza pola karnego strzelał Rogalski. Wyparło odbił piłkę przed siebie, ale zdołał zablokować uderzenie Wiśniewskiego. Przy następnej akcji wyciągał już piłkę z siatki. Bezkarnie Trałka szalał na granicy pola karnego, mijając kolejnych rywali. Wreszcie zdecydował się na strzał. Uderzenie było niezwykle precyzyjne. Piłka poszybowała w dolny róg bramki i zatrzepotała w siatce.

Trener Chojnacki nie mając nic do stracenia wpuścił na boisko drugiego napastnika Bartosiewicza, zastępując nim wolnego i zagubionego Geworgiana. ŁKS miał być groźniejszy w akcjach ofensywnych. Przez moment wydawało się, że tak się rzeczywiście stanie. W 49 min na indywidualną akcję lewą stroną zdecydował się Stachowiak. Minął dwóch rywali i mocno zacentrował w pole bramkowe. W ostatniej chwili piłkę wybił były ełkaesiak Mysona. Szybko jednak sytuacja wróciła do normy, czyli kompletnej bezsilności ŁKS w organizowaniu groźnych akcji ofensywnych.

Ataki gospodarzy były składniejsze i groźniejsze. W 57 min Marciniak zatrzymał piłkę przed linią bramkową po strzale Kowalczyka, a na bramkę Wyparły pędziło trzech graczy Lechii, mających przed sobą jednego łódzkiego obrońcę. Minutę później odnotowaliśmy pierwszy celny strzał piłkarza ŁKS. W 59 min Stachowiak zdecydował się na strzał zza linii pola karnego, ale Bąk złapał piłkę. Lewy pomocnik starał się za dwóch, ale sam nic nie mógł zrobić. W 86 min łodzianie mogli stracić trzecią bramkę. Po akcji Piątka i strzale Rogalskiego piłka odbiła się od słupka. W 90 minucie wreszcie łodzianie zdobyli się na bramkową akcję. Po prostopadłym podaniu Marcina Adamskiego w pole karne wpadł Bartosiewicz. Minął obrońcę i posłał piłkę w górny róg bramki. Brawo za akcję. Szkoda, że nastąpiła tak późno. Łodzianom zabrakło czasu na przeprowadzenie kolejnej groźnej podbramkowej akcji.

Nadesłał:

fuburek

Wasze komentarze (0):


Twój podpis:
System komentarzy dostarcza serwis eGadki.pl