Logistyka we wspinaczce górskiej
Na co dzień jest dyrektorem jednego z oddziałów BZ WBK w Poznaniu i studentem Wyższej Szkoły Logistyki. Jego prawdziwą pasją jest jednak wspinaczka wysokogórska.
Przemysław Franek, bo o nim tu mowa, opowiada jak krótki telefon rozpętał lawinę logistyczną i z czego zbudował własną piramidę logistyczną.
Jeden krótki telefon rozpętał lawinę logistyczną
- 15 września 2009 roku o godzinie 20:00 zadzwonił do mnie kolega z pytaniem czy załatwię urlop na wyjazd w Alpy? Powiedział: „Wiesz mamy porachunki z Bishornem" (szczyt w Alpach Pienińskich 4153 m. n.p.m.) - wspomina Przemysław Franek. - Długo się nie zastanawiałem. „Jadę!" - odpowiedziałem. Jednak to co łatwo powiedzieć, trudno wprowadzić w czyn. W pierwszej kolejności czekały mnie negocjacje z żoną, a następnie załatwienie wolnego w pracy. I tak rozpocząłem budowę „piramidy logistycznej" całego przedsięwzięcia - dodaje.
A co to za tajemnicze, wspomniane porachunki z Bishornem? - To retrospekcja z wyjazdu zimowego w listopadzie 2008 roku, gdzie po siedmiu godzinach walki w śniegu, sięgającym miejscami po pas, zdaliśmy sprzęt. Cały wysiłek pozwolił nam na dojście do wysokości ok. 2400 m. n.p.m. Z góry schodzili właśnie Austriacy, którzy wyszli wcześniej. Poinformowali nas, że wyżej jest jeszcze gorzej. Beznadzieja! - pomyśleliśmy. Do tego jeszcze nad nami kłębiły się mało optymistyczne chmury. Łyk herbaty na rozgrzewkę, bo przecież temperatura sięgała 16 stopni Celsjusza poniżej zera. Zdecydowaliśmy, że chyba nie będziemy igrać z losem i schodzić. Gdy doszliśmy do auta - rozpętało się białe szaleństwo - wspomina.
Piramida logistyczna
Przedstawienie przestrzenne rozkładu sprzętu i zaopatrzenia to właśnie piramida logistyczna. Konstruuje się ją od góry tj. od wierzchołka, posuwając się stopniowo w dół. Jak tłumaczy Przemek, taki opis zastosowania piramidy logistycznej pojawia się w górskich opracowaniach po raz pierwszy u alpinisty brytyjskiego Chrisa Boningtona w książce Pt. „Everest - the hardway" traktującej o pierwszym przejściu płd.-zach. ściany Everestu. Do kalkulacji, użyto po raz pierwszy komputera, a do skonstruowania programu posłużyła właśnie piramida logistyczna, która dostarcza szeregu danych pomocnych w prowadzeniu akcji górskiej. Dzięki niej obliczyć można na przykład rozkład obciążeń transportowych w poszczególnych fazach akcji, z czego możemy uzyskać wskazówkę na temat pożądanej liczebności wyprawy oraz zweryfikować przepustowość trasy, rozbudowując obozy do odpowiednich rozmiarów, co pozwoli nam uniknąć tak zwanych wąskich gardeł, a także uzyskać obraz położenia i możliwości wyprawy w danym momencie akcji.
- Nasza piramida jest mniej skomplikowana, ponieważ ta wyżej wymieniona ma zastosowanie w górach najwyższych (Himalaje, Karakorum, Kaukaz) - wyjaśnia. - Konstrukcja naszej piramidy rozpoczęła się od codziennej obserwacji pogody, warunków jakie panują w danym rejonie oraz prognozy pogody na najbliższe dni - wymienia.
Konstrukcja piramidy logistycznej
1. Główny cel wyprawy.
Szczyt BISHORN - 4153 m n.p.m
Wejście północno - zachodnią ścianą.
2. Położenie
Cel znajduje się w Północno-Zachodnich Alpach Walijskich w Szwajcarii.
3. Uczestnicy wyprawy.
Skład wyprawy 2 osoby.
4. Transport i termin wyprawy.
Dojazd na miejsce - prywatny transport samochodowy (opłaty drogowe, paliwo, noclegi - schroniska).
Termin wyprawy - od 19-09-2009 do 26-09-2009r.
5. Taktyka wspinania.
Baza startowa pole namiotowe w miejscowości Zinal, dojście do schroniska Tracuit - jeden dzień. W drugim dniu atak szczytowy i powrót do schroniska. Trzeci dzień zejście do Zinal.
6. Sprzęt i żywność.
Sprzęt - buty, raki, lina i czekany, dobrej jakości śpiwory, odpowiednia odzież, osobisty sprzęt alpinistyczny do asekuracji.
Żywność - podzielona na bazową i szturmową, która zostanie zakupiona w Polsce i i częściowo w Szwajcarii.
7. Kosztorys wyprawy.
1. Transport samochód + ubezpieczenia
2. Noclegi
3. Wyżywienie
4. Ubezpieczenie
5. Sprzęt specjalistyczny:
- lina 60 m
- taśmy 3 m (łącznie)
- śruby lodowe 3 szt.
- czekany 4 szt.
- płachta biwakowa 2 szt.
- śpiwory puchowe 2 szt.
- latarki 2 szt.
- baterie do latarek 12 szt.
- Z Polski wyruszamy 19 września 2009 roku o godzinie 8.00 rano. Pierwsze rozczarowanie spotyka nas już po przekroczeniu granicy z Niemcami - leje jak z cebra, a miało być tak pięknie - śmieje się Przemysław. - Jeszcze dzień przed wyjazdem sprawdzaliśmy pogodę. „Google naszym przyjacielem jest" podało, że przez najbliższy tydzień będzie piękna pogoda. Niestety - warunki jazdy były fatalne - wspomina.
Do Zinal docierają następnego dnia, oczywiście w strugach deszczu. Dopiero w południe przestało padać, ale podstawa chmur była niska i wzmagał się wiatr.
- Ustalamy, że ruszamy rano, jeżeli tylko pogoda nam na to pozwoli. Atmosfera jest dość nerwowa, więc żeby jej nie zaogniać zaraz po kolacji kładziemy się spać. Jednak stukot kropel deszczu nie pozwala na sen. W końcu udaje się. Nie wiem dlaczego, ale obudziłem się około północy. I tu niespodzianka - nie tylko nie pada, ale także wiatr prawie ucichł, a niebo jest gwieździste i bezchmurne - wspomina.
Uradowani poprawą pogody, wstają o 6 rano, jedzą szybkie śniadanie i pakują plecaki. Następuje porządna weryfikacja sprzętu. Zastanawiają się nad każdym detalem. Przyda się? Nie przyda? Pakują to, co niezbędne. To nie Himalaje. Tu nie ma tragarzy, więc wszystko trzeba wnieść na własnym grzbiecie.
Wysiłek:
Najpierw uciążliwe podejście do schroniska. Startują z miejscowości Zinal (1680 m.n.p.m.). Schronisko Tracuit znajduje się na wysokości 3256 m. n.p.m., a więc do pokonania mają 1576 m różnicy poziomów, co w piekącym słońcu nie należy do przyjemności.
- Trudy powolnego marszu rekompensują nam piękne widoki. Do schronu docieramy po 7 godzinach. Ostatnie 200 m podejścia to stromizna, a końcówka to około 7 m po prawie pionowej skale, ubezpieczonej łańcuchami - wspomina Przemek. - Po krótkim odpoczynku, przygotowujemy główny posiłek i uzupełniamy płyny. Dużo płynów. Chwila relaksu, sesja zdjęciowa i ogólnie laba do wieczora.
22 września 2009 roku. Ranek jest rześki, ale pogodny. Zero chmur, więc ze spokojem wyruszają dalej. Tuż za schroniskiem, czeka na nich język lodowca.
- Zakładamy raki i naprzód. W plecakach oprócz sprzętu alpinistycznego mamy ciepłą odzież, kurtkę przeciwdeszczową, czekolady i picie. Pogoda zapowiada się piękna, ale góry żądzą się swoimi prawami. W każdej chwili mogą się zmienić warunki na mniej korzystne, a wtedy różnie bywa - ostrzega Przemysław.
Niebezpieczeństwa:
Na lodowcach zawsze są szczeliny. Podczas podejścia do grani szczytowej należy uważać na nawisy śnieżne nad ścianą północno-wschodnią.
- Ze szczelinami bywa tak: albo się po nich przechodzi po tak zwanym moście śnieżnym nie zdając sobie z tego sprawy (o tym, że akurat znajdujemy się na moście dowiadujemy się wtedy gdy się pod nami zarwie), albo są na tyle wąskie że przeskakujemy przez nie lub są na tyle duże, że nie pozostaje nam nic innego jak tylko długi i żmudny marsz wzdłuż szczeliny do momentu aż się ją obejdzie lub przeskoczy. Trzeba mieć dużo doświadczenia, żeby dostrzec szczelinę. Zimą jest to prawie niemożliwe - wyjaśnia student WSL. - Na lodowcu obowiązują restrykcyjne zasady BHP. Trzeba być związanym liną i zachować odpowiedni odstęp między partnerami, bo jak jeden wpadnie do szczeliny, to drugi - jeżeli w porę zauważy - może odpowiednio zadziałać. Jeżeli nie, a szczelina jest głęboka to mamy „dwójkę bez sternika". Najbardziej niebezpieczne są szczeliny na lodowcach francuskich - dodaje.
Udało się! Szczyt osiągnęli o godzinie 14:40. Spędzili na nim ponad godzinę.
Wrażenia:
- Radość z wejścia na szczyt jest ogromna. Z gratulacjami jednak, jeszcze się wstrzymujemy, bo przecież czeka nas droga powrotna do schroniska. Napawamy się otaczającą nas panoramą. Wszędzie szczyty. W naszej pamięci, szczególnie pozostaje niezapomniany widok z grani szczytowej na pobliskie dzieło natury - Weisshorn (4505 m). Jeszcze tylko kilka fotek, łyk wody i idziemy w dół - wspomina.
Góra, którą wybrali jest uważana za jeden z mniej wymagających czterotysięczników, a według trudności dróg, została sklasyfikowana jako trasa łatwa. Nie oznacza to jednak, że jest całkiem pozbawiona wyzwań.
- Nie ma tu profanujących zbocza kolejek górskich, schronisko jest zbudowane wysoko, a prowadzące do niego ścieżki są długie. W tym rejonie Alp, całe góry pozbawione są doprowadzanych pod szczyty „dobrodziejstw" cywilizacji - stwierdza. - Jak widać logistyka jest podstawowym narzędziem do osiągnięcia wyznaczonego celu. Praktycznie można ją odnieść do każdej dziedziny życia. Całe działania logistyczne opisane powyżej - jako logistyka we wspinaczce górskiej - niosą ze sobą pewną specyfikę: muszą być dopracowane w najdrobniejszych szczegółach. Nie można sobie pozwolić na powierzchowność w logistyce, jeżeli chce się być zwycięzcą. Oczywiście zawsze mając za sprzymierzeńca zdrowy rozsądek - podsumowuje Przemysław Franek.
Nadesłał:
kmatysik
|