Londyn: bogate domy stoją, jak stały
Nieruchomości w Londynie tanieją w biednych dzielnicach. W bogatych ceny stoją - sprzedawcy czekają na lepsze czasy i odprawiają bogatych Rosjan i Arabów z kwitkiem.
Najbardziej różowy był 2007 rok - zgadzają się agenci. Latem większość finansistów w City dostała bonusy i przyszła do agencji nieruchomości, żeby kupić droższe mieszkania. - To zabawne. Ludzie, którzy obiecali swoim klientom krociowe zyski na giełdzie, swoje pieniądze lokowali przede wszystkim w nieruchomościach - uśmiecha się Vasili Miadzelets, partner w agencji nieruchomości Alford. Przeliczyli się. W tym roku, gdy większość banków wykazała straty, białych kołnierzyków w City zaczęło ubywać. Część zwolnionych wystawiła swoje mieszkania i domy na sprzedaż albo przeniosła się do tańszych. Ci, którzy zostali w pracy, o premiach już nawet nie marzyli.
Każdy, kto chce kupić mieszkanie w okolicach Londynu (łączna powierzchnia ok. 60 m kw., dwie sypialnie), musi liczyć się z wydatkiem co najmniej 230 tys. funtów. Tyle we wrześniu wynosiła średnia cena według analityków RightMove.co.uk - jednego z największych portali specjalizujących się w nieruchomościach. To o 1 proc. mniej niż w sierpniu i o ponad 30 proc. mniej niż rok wcześniej. Jeszcze bardziej dramatyczny obraz wyłania się z analiz firmy Fubra prowadzącej serwis pod barwną nazwą HousePriceCrash.co.uk. - Najgorzej jest w biednych dzielnicach na wschodzie Londynu. Tam można znaleźć ulice, gdzie na sprzedaż są wystawione całe szeregi domów. Ale drogie nieruchomości w prestiżowych dzielnicach na wartości tracą najpóźniej i najwolniej. Tam ceny praktycznie stoją w miejscu, bo nikt teraz nie sprzedaje - mówi pracownik jednej z londyńskich agencji nieruchomości.Domy i mieszkania w takich okolicach jak Chelsea, Mayfair, Knightsbridge, Belgravia czy Hampstead w ciągu ostatnich kilku lat drożały po 40-50 proc. rocznie. Ten wzrost prawie wyłącznie napędzali bogaci klienci zza granicy. Prym wiedli Rosjanie, Arabowie, Grecy i Ukraińcy. Duże agencje nieruchomości, jak Knight Frank czy Savills, utworzyły nawet specjalne działy rosyjskie. Ich prowizje wahają się na poziomie 1-1,5 proc. od ceny sprzedaży. To niemało, jeśli dom w prestiżowym Kensington na południu Londynu kupuje za 60 mln funtów Jelena Franczuk, córka byłego prezydenta Ukrainy Leonida Kuczmy. Z kolei Roman Abramowicz upodobał sobie Knightsbridge, obecnie jedną z najdroższych i najbardziej modnych dzielnic brytyjskiej stolicy. Gubernator Czukotki ma tam już kilka domów, a teraz chce połączyć dwa z nich.
Dwa miesiące temu do drzwi agencji Alford zapukał rosyjski bankier. Wziął mapę i ołówek, nakreślił kwadrat w Mayfair i powiedział, że chce kupić penthouse o powierzchni 600 m kw. - Budżet nieograniczony - dorzucił.
- Szukaliśmy, jak mogliśmy, ale do kupienia nie było nic. Nagle zobaczyliśmy, że dokładnie taki lokal oferuje agencja Knight Frank. Ale tam powiedziano nam, że ustawiła się do niego 11-osobowa kolejka chętnych - opowiada Miadzelets.
Niedawno inny jego klient, tym razem z Ukrainy, zapragnął mieszkania w dzielnicy Westminster położnej w ścisłym centrum Londynu. Na ten cel był gotów przeznaczyć półtora miliona funtów. Tym razem się udało. - Znaleźliśmy mieszkanie za milion. Jego właściciel ożenił się i kupił dom. Miał już kilku chętnych, ale nasz klient płacił gotówką, więc dostał rabat 50 tys. funtów i zamknęliśmy transakcję prawie natychmiast - opowiada partner agencji Alford. I podkreśla: - Jakoś nie mogę nazwać tego kryzysem.