Lotos PKO BP Gdynia – Jolly Sibenik 79:76
Zwycięstwo po ciężkiej walce! Lotos PKO BP Gdynia – Jolly Sibenik 79:76 (21:17, 22:29, 16:10, 20:20)
Gdyńskie koszykarki w końcu rozegrały dobry mecz i odniosły pierwsze zwycięstwo w tegorocznej Eurolidze. Wygrana nie przyszła jednak łatwo a losy zwycięstwa ważyły się do ostatnich sekund. W końcówce jednak wicemistrzynie Polski zachowały zimną krew, za to rywalki dały upust negatywnym emocjom.
Kibice Lotosu PKO BP Gdynia, mimo nienajlepszej postawy zespołu w poprzednich meczach, wypełnili halę przy ulicy Olimpijskiej niemal do ostatniego miejsca. Fani mieli nadzieję na wysokie zwycięstwo gdynianek. Tym bardziej, że Jolly Sibenik dotarł do Gdyni z przygodami. Ze względu na mgłę zalegającą nad gdańskim lotniskiem, samolot poleciał do Warszawy, a ze stolicy Chorwatki dotarły nad polskie morze autokarem około 4 nad ranem. Trener Chorwatek zarządził spanie i długi odpoczynek, rezygnując jednocześnie z porannego treningu. Te niedogodności i przeciwności losu podziałały na chorwacki zespół mobilizująco. Gdynianki zaczęły od prowadzenia 7:2, potem po "trójce" Marchanki było 12:10, ale po 8 minutach prowadził już Jolly Sibenik 17:16. Trener Jacek Winnicki natychmiast wziął czas i to poskutkowało. Wynik pierwszej kwarty na 21:17 ustanowiła celnym rzutem za 3 punkty Alana Beard. Druga kwarta to popisowa gra drużyny chorwackiej. Szybka koszykówka, rzuty ze starannie przygotowanych pozycji i wykorzystywanie licznych błędów gdyńskiej defensywy – taki patent na grę znalazł trener Stipe Bralic i patent ten okazał się skuteczny.
W jego drużynie szaleć zaczęła Constance Jinks. Amerykanka, która jeszcze kilka miesięcy temu zupełnie przeciętnie grała w Dudzie Leszno, dzisiaj jest jedną z największych gwiazd Euroligi. Potwierdziła to na parkiecie w Gdyni. Była nie do zatrzymania. Z drugiej strony szalała Ivana Matovic, która na początku drugiej kwarty zdobywała punkty seriami. W 17 minucie, po „trójce” Ivany Jurcevic, Lotos PKO BP przegrywał z Jolly Sibenik 31:36 i trener Jacek Winnicki zmuszony był wziąć czas. Po przerwie na boisku trwał pojedynek między Alaną Beard i Constance Jinks. Alana trafiła między innymi dwa razy pod rząd za trzy punkty, ale to rywalki schodziły na dużą przerwę prowadząc 46:43. Początek trzeciej kwarty był bardzo nerwowy, mnożyły się błędy, niecelne rzuty. Niemoc przerwana została akcją "2+1" w wykonaniu rozgrywającej bardzo dobry mecz Magdaleny Leciejewskiej w 25 minucie. Na tablicy wyników widniał rezultat remisowy 48:48.
Do końca tej części gry trwała praktycznie walka kosz za kosz. Trochę skuteczniejsze były gdynianki, które przed czwartą kwartą wypracowały sobie 3 punkty przewagi. Zapowiadało to ogromne emocje i tak faktycznie było. Sporo nerwów było, gdy sędziowie odgwizdali przewinienie techniczne Natalii Tratsiak. Z decyzją tą nie mogła się pogodzić ławka gości oraz zawodniczki na parkiecie. Najmocniej protestowała Kerri Gardin, która za wykonanie w stronę sędziego obscenicznego gestu, dostała faul dyskwalifikujący. Na wykluczenie zasłużył też trener Stipe Bralic, który pokazał środkowy palec gdyńskim kibicom, sędziowie jednak tego nie zauważyli. W wyniku tego zamieszania Ivana Matovic skutecznie wykonywała cztery rzuty wolne, co dało Lotosowi PKO BP prowadzenie 62:56.
Chorwacki zespół się jednak nie poddawał. Po fenomenalnych akcjach i rzutach za trzy punkty w wykonaniu Constance Jinks przyjezdne cały czas utrzymywały kontakt punktowy. Na 70 sekund przed końcem za trzy trafiła Ivankovic i gospodynie prowadziły tylko jednym punktem (74:73). Próbę nerwów w końcówce lepiej wytrzymały gdynianki, które zagrały mądrze taktycznie i nie dały sobie już wydrzeć zwycięstwa. Wynik meczu na 79:76 ustaliła z linii rzutów wolnych Alana Beard. Amerykanka, obok Ivany Matovic, była najlepszą zawodniczką w gdyńskim zespole. Trzeba też pochwalić Magdalenę Leciejewską, która odpłaciła się trenerowi Winnickiemu za zaufanie. „Lecia” przebywała na parkiecie prawie 31 minut, zdobyła co prawda tylko 7 punktów, ale zebrała z tablic aż 15 piłek, w tym 7 w ataku. Na jej grę, waleczność i nieustępliwość pod tablicami patrzyło się z dużą przyjemnością.
Niestety, był to jedyny pozytywny polski aspekt tego meczu. Nie był to udany występ dla Pauliny Pawlak, a epizod wykonaniu Oliwii Tomiałowicz można pominąć milczeniem. Zwycięzców się jednak nie sądzi, najważniejszy jest komplet punktów.
- Wiedziałam, że ten mecz wcale nie będzie łatwy. Sibenik to bardzo dobry i trochę niedoceniany zespół. Grają szybką koszykówkę, opartą na penetracji i rzutach z dystansu. Cieszę się, że dzisiaj walczyłyśmy i wytrzymałyśmy nerwowo końcówkę. Widać było wolę zwycięstwa. Szczególne podziękowania należą się naszym kibicom. Czuliśmy ich wsparcie, to nam bardzo pomogło. Szczerze mówiąc myślałyśmy, że po niedzielnej porażce z Jelenią Górą kibice nie zechcą przyjść na dzisiejszy mecz, ale okazało się, że nasze obawy były nieuzasadnione. Hala się wypełniła, doping był niesamowity i choćby dlatego nie mogłyśmy dzisiaj przegrać. Jeszcze raz dziękuję i w imieniu zespołu proszę o więcej za tydzień z Pragą – powiedziała środkowa Lotosu PKO BP Gdynia Ivana Matovic. - Mecz ten oceniam w dwóch aspektach. Pod kątem pierwszej i drugiej połowy. W pierwszej popełniliśmy zdecydowanie za dużo błędów w obronie. Rywalki je wykorzystywały bezlitośnie. Stracić do przerwy we własnej hali 46 punktów to zdecydowanie za dużo. W szatni przeanalizowaliśmy sobie te błędy i po przerwie było już znacznie lepiej. Cieszę się z wygranej, okresami graliśmy naprawdę dobrą, fajną i przyjemną dla oka koszykówkę. Rywal też dzisiaj wysoko postawił poprzeczkę, stąd też kibice oglądali dobre i emocjonujące zawody – powiedział trener Lotosu PKO BP Gdynia Jacek Winnicki.