Nie warto na skróty
Chętnych do zarabiania na rynkach finansowych jest tylu, ilu ich uczestników. Niestety są sytuacje na giełdzie, kiedy się traci. Wynaleziono jednak i na to sposób - krótką sprzedaż, czyli sprzedaż akcji pożyczonych a następnie ich zwrot w ustalonym terminie.
Przewidujesz bessę, więc zajmij krótką pozycję - zgarniesz zysk, jeżeli twoje prognozy okazały się słuszne. Teoretycznie wszystko jest w porządku. Dlaczego jednak organa nadzoru nad rynkami finansowymi z niepokojem spoglądają na transakcje krótkiej sprzedaży? Okazuje się, że nie bez powodu. Spójrzmy na wykres profit-loss (zdjęcie) obrazujący sytuację inwestora kupującego akcje w celu zarobienia na wzroście ich ceny (długa pozycja) oraz takiego który dokonuje krótkiej sprzedaży (krótka pozycja).
Pierwszy może ponieść maksymalną stratę do wartości zainwestowanego kapitału, i ani grosza więcej. Z drugiej strony ma on szansę zarabiać teoretycznie nieskończenie wysokie sumy, jeżeli na giełdzie będą gościć byki.
Co czeka inwestora, który dokonał krótkiej sprzedaży akcji? Dla niego spadek kursu oznacza zysk. W skrajnym przypadku, jeżeli po dokonanej sprzedaży pożyczonych akcji spółka zbankrutowałaby i walory stałyby się bezwartościowe, inwestor ów nie posiadałby się ze szczęścia, gdyż aby oddać papiery kupiłby je po groszowej cenie. Zatrzymałby więc w portfelu prawie całą kwotę uzyskaną ze wcześniejszej sprzedaży akcji.
Jak widać, dla inwestora dokującego krótkiej sprzedaży każda dobra wiadomość płynąca z giełdy będzie złą wiadomością. Perspektywa odkupywania akcji po wyższej cenie, niż je się sprzedało wiąże się z koniecznością wyłożenia dodatkowych środków. A to oznacza już stratę. Teoretycznie akcje mogą drożeć bez ograniczenia. Zatem strata może rosnąć w nieskończoność. W takiej sytuacji inwestor musiałby ciągle uzupełniać depozyt, tracąc o wiele więcej niż otrzymał ze sprzedaży akcji. Oczywiście dom maklerski może zamknąć pozycję, jeżeli inwestor nie zdąży z uzupełnieniem depozytu lub straci wiarę w zmianę trendu na spadkowy i sam zamknie nietrafioną pozycję.
Na rynku amerykańskim niektóre transakcje krótkiej sprzedaży były wysoce ryzykowne również dlatego, iż obowiązujące tam regulacje dopuszczały sprzedaż akcji, których inwestor nawet nie pożyczył (naked short-selling). Wystarczało, że broker miał uzasadnione podstawy aby wierzyć, że akcje będą dostarczone w wymaganym terminie. Pełny Matrix. Banki amerykańskie udzielając kredytów hipotecznych również wierzyły swym klientom - z wiadomym skutkiem.
Stąd podejmowane są zdecydowane działania organu nadzoru nad rynkiem kapitałowym w Stanach Zjednoczonych (SEC) oraz w innych krajach mające na celu wprowadzenie restrykcji w zakresie zawierania transakcji krótkiej sprzedaży. Ich celem jest redukcja skumulowanego ryzyka na rynkach finansowych, które już przepełniło czarę goryczy. Przejrzały na oczy również instytucje pożyczające akcje, jak na przykład amerykańskie fundusze emerytalne.
Jak widać kryzys amerykański zaczyna przynosić dobre owoce, uświadamiając światowi finansów, czym jest ryzyko. Jeżeli ktoś nie „dostał" boleśnie nie wie, co ono faktycznie oznacza, gdyż żadna książka, nawet wyposażona w multimedialne dodatki, nie odda sedna rzeczywistości.
A że za naukę należy płacić, przekonaliśmy się na przykładzie banku Lehman Brothers, którego założyciele zapewne przewracają się w grobach widząc szaleństwo, jakie ogarnęło świat finansów półtora wieku później, niszcząc ich wiekopomne dzieło.