Nie zostawiajcie swoich kobiet!
-ostrzega Sławomir Wolniak, lekarz psychiatra, biegły sądowy, ordynator Kliniki Psychiatrycznej i Terapii Uzależnień Wolmed .
Według badań Pentora, co trzeci Polak powyżej 15 lat poważnie zastanawia się nad wyjazdem do pracy w Europie Zachodniej. Szacuje się, że od wejścia naszego kraju do Unii Europejskiej, w celach zarobkowych za granicę wyjechało blisko 2 mln. rodaków. Wbrew pozorom kryzys, który wydawał się zwiastować zmianę postaw emigracyjnych, nie wpłynął istotnie na zmianę sytuacji.
Na alarm biją analitycy gospodarki – ostrzegając, że odpływ fachowych kadr wpłynie na poziom PKB, przedsiębiorcy – bo coraz trudniej znaleźć im wykwalifikowanych pracowników, ekonomiści i socjologowie – ostrzegając przed zbyt gwałtowną zmianą struktury demograficznej społeczeństwa. Coraz częściej do tych opinii dołączają psychologowie, terapeuci i – psychiatrzy.
Miało być tak pięknie...
-Pojawia się nowa, nieoszacowana jeszcze grupa osób zagrożonych skutkami emigracji. – twierdzi Sławomir Wolniak , lekarz psychiatra. – Do naszej kliniki przyjeżdża coraz więcej osób pracujących za granicą, z różnego rodzaju zaburzeniami psychicznymi i uzależnieniami. Najczęściej są to silne nerwice, depresje, alkoholizm czy lekomania. Ale nie brakuje też hazardzistów, a nawet uzależnionych od seksu.
Młodzi ludzie- większość z nich to mężczyźni, którzy nie przekroczyli 30. – rzucają się w ten wielki świat nieprzygotowani do walki. Są wykształceni, około 22 proc. pracujących fizycznie w Irlandii i Wielkiej Brytanii to osoby po studiach. Ale ich wiedza o życiu, szczególnie zaś samotnym życiu na obczyźnie, najczęściej bywa niewystarczająca
Pierwszym zderzeniem jest już bariera językowa. Okazuje się, że wyszlifowany w czasie kursów angielski nie zawsze pozwala na płynną komunikację za granicą. Jeśli mają znajomych, którzy podpowiedzą jak załatwić formalności i pomogą w znalezieniu zatrudnienia – start będzie o wiele łatwiejszy. Jeśli nie – rozpoczną od stresów i nieporozumień.
Sama praca, która przeważnie nie jest zgodna z aspiracjami i wykształceniem, także staje się źródłem dyskomfortu psychicznego. Zarobki, przekraczające znacznie naszą średnią krajową, imponują tylko w przelicznikach. Kiedy trzeba za nie opłacić mieszkanie, wyżywienie, pokryć bieżące wydatki, a do tego jeszcze część przekazać rodzinie – czar pryska. Młody człowiek dowiaduje się, że czeka go długi czas wyrzeczeń i nowych rozczarowań. Na codzienne kłopoty nakładają się nieporozumienia z przełożonymi, kolegami z pracy, którzy nie zawsze akceptują „nowego”, tęsknota za krajem i bliskimi, czasami choroba.
-Każda zdrowa osoba w takiej sytuacji odczuwa silny stres. – podkreśla ordynator Wolniak.- Stres nie jest jednak niczym złym. Jest stanem nieodłącznie związanym z działalnością człowieka.
W umiarkowanej dawce mobilizuje nas do działania, uczy odporności.
Krótka droga do delirium
Niebezpieczne natomiast jest to, że nie wszyscy potrafią radzić sobie z rozładowaniem napięcia emocjonalnego. Człowiek, który zaczyna odczuwać paniczny lęk, drżenie rąk, kołatanie serca, ból żołądka i szum w głowie, pragnie jak najszybciej pozbyć się nieprzyjemnych objawów. Niewielu potrafi w tym momencie skupić się, rozpoznać negatywne bodźce i ich wpływ na organizm. Zaaplikować sobie kilkunastominutowy relaks.
-Moi pacjenci w takich sytuacjach najczęściej sięgali po alkohol, tabletki uspokajające, czasem po jedno i drugie.- mówi Sławomir Wolniak Zaprzyjaźniony farmaceuta, pracujący w Irlandii, codziennie wypijał drinka w pobliskim barze. W domu poprawiał jeszcze piwem i lekko podchmielony usypiał. Dzień zaczynał zawsze na trzeźwo. Wywiązywał się ze wszystkich zawodowych obowiązków. Przyjechał jednak do kraju znacznie osłabiony, twierdząc, że to przepracowanie, niedożywienie i – właśnie stres. Kiedy usłyszałem, że pije tak regularnie, zaproponowałem odtrucie i oczyszczenie organizmu. Po raz pierwszy w mojej długoletniej praktyce zetknąłem się z przypadkiem, że pacjent, wydawało by się jeszcze nie uzależniony, popadł w najbardziej klasyczne delirium tremens z pełnymi objawami... Takim szokiem okazało się odstawienie alkoholu.
Prawdziwe ofiary
Wśród ofiar emigracji, których liczba zwiększa się w niepokojącym tempie, doktor Wolniak wymienia młode kobiety pozostające w kraju, gdy ich mężowie i partnerzy jadą zarobić na mieszkanie, na życie, na spłatę długów. –Cztery pacjentki w jednym miesiącu!- denerwuje się lekarz. Matki z małymi dziećmi. Wszystkie z zaburzeniami depresyjnymi. Jedna z pań wróciła z wizyty u męża w Holandii w tak ciężkim stanie, że musiałem ją hospitalizować. Myśli samobójcze, anoreksja, napad drgawek konwersyjnych. Niesłychana kumulacja objawów u kobiety, która pozornie powinna być zadowolona z życia. Teraz czeka ją długa psychoterapia ze wspomaganiem farmakologicznym. Nie wydarzył się w tej rodzinie żaden dramat. Nie było zdrady. Po prostu mąż kolejny raz przedłużył pobyt za granicą, a rozłąka dla zakochanej kobiety, która samotnie opiekuje się dwójką małych dzieci, stała się barierą nie do pokonania.
Podobne, choć może nie tak drastyczne, problemy dotyczą tysięcy polskich małżeństw, które dla ratowania domowego budżetu, decydują się na rozłąkę. Samotni mężczyźni gaszą swoje tęsknoty w alkoholu, narkotykach, zakazanych rozrywkach, a ich partnerki wpadają we frustracje, depresje i psychozy. Cierpią dorośli, a jeszcze bardziej – dzieci.
Rozstają się nieprzygotowani do nowych wyzwań, nie określając czasu wyrzeczeń, nie próbując udźwignąć ich we dwoje. Czasem jedna strona przekonuje się, że tak jest wygodniej i lepiej, a druga – że nie można tak żyć. W pogoni za pieniędzmi zatracają się wartości najwyższe – miłość, rodzina, więzi emocjonalne. A przecież czasem wystarczyłoby zdecydować: -Będziemy zarabiać mniej, ale pojedziemy tam razem. Albo: - zróbmy wszystko, byśmy mogli tu więcej zarabiać i godniej żyć. To nie jest niemożliwe.
Swietłana Napieraj
Nadesłał:
Biuro Prasowe Wolmed
|