Piotr Zieliński: Rzut karny? Zapytałem mamy co robić
– Fajnie, że selekcjoner Adam Nawałka wierzy we mnie i powołuje do reprezentacji. Mecze z Grecją i Szwajcarią nie były w moim wykonaniu najlepsze, ale nie składam broni, bo mam udany początek sezonu w Serie A i wierzę, że niedługo będę grał w kadrze od pierwszej minuty - mówi Piotr Zieliński.
Takiego początku sezonu nie miałeś jeszcze nigdy. Miejsce w podstawowym składzie od pierwszej kolejki, nowa pozycja i wreszcie powołanie do reprezentacji. Dużo się dzieje.
Grunt, że to same pozytywne historie. Jestem bardzo szczęśliwy, że mogę grać nawet jeśli robię to dalej od bramki niż w przeszłości. Na razie to się opłaca, czuję się bardzo dobrze i powinny z tego płynąć korzyści. Muszę się tylko jeszcze trochę do tego przyzwyczaić. W obronie to jeszcze nie idzie do końca jakbym chciał, ale liczę, że ta zmiana pozycji przybliży mnie znacznie do gry w pierwszej jedenastce reprezentacji.
W Empoli za kadencji Maurizio Sarriego (odszedł latem do Napoli) koledzy z szatni nazywali cię żartobliwie „synalkiem trenera", bo grałeś prawie non-stop. Trudno na razie o podobne określenie w kontekście Adama Nawałki.
Racja... Ale całkiem serio, sam fakt ostatnich powołań to ogromny powód do radości. Cieszę się na samą myśl, że jestem obserwowany. Ostatnie dwa mecze w reprezentacji akurat mi specjalnie nie wyszły. Żal trochę tej Szwajcarii i Grecji, bo dałem powody, by nie stawiać na mnie od początku, ale nie składam broni.
Twoja przygoda z kadrą i tak jest wręcz idealna, jeśli spojrzymy na młodzieżowe roczniki. Zaliczyłeś chyba wszystkie możliwe szczeble.
Miałem okazję poznać wielu trenerów, którzy naprawdę dobrze mnie prowadzili. Wszyscy z chłopakami, z którymi grałem, mieliśmy jeden cel - dotarcie do reprezentacji. W moim przypadku to się udało, ale nie można w tej euforii pozostawać cały czas. Zwłaszcza, że tak naprawdę moja kariera znacznie wyhamowała w ostatnich dwóch latach.
Dziś wszystko zmierza wreszcie w dobrym kierunku.
Gra od pierwszej minuty w klubie wiele zmienia. Widzę po sobie, że ta sytuacja bardzo mi pomaga. Ostatni mecz w Serie A (porażka 1:2 z Milanem) rozegrałem na dobrym poziomie. Nabieram wiary, że utrzymam ten poziom, dołożę kilka bramek, asyst i wracamy do punktu wyjścia, czyli tematu gry z orzełkiem na piersi.
Okazji do gry w tych eliminacjach nie będzie już wiele. Przed nami dwa decydujące mecze: ze Szkocją i Irlandią.
Nie będzie łatwo, ale liczymy, że zapewnimy sobie awans już w pierwszym z dwóch spotkań. Pokazaliśmy w rywalizacji z Niemcami, że nas na to stać. Potrafimy naprawdę grać w piłkę, jesteśmy silnym zespołem i nie wyobrażamy sobie scenariusza, że nie pojedziemy na Euro 2016.
To byłby dla ciebie pierwszy wielki turniej w seniorskiej piłce. Wcześniej występowałeś w tych młodzieżowych. Twoja mama opowiadała w jednym z wywiadów, że wszystko zaczęło się od turnieju „Z podwórka na stadion o Puchar Tymbarku”.
Pamiętam to doskonale. Graliśmy wtedy na Marsowych Polach we Wrocławiu Brało w nim udział bardzo dużo drużyn i dobrze się bawiliśmy. Byliśmy dziećmi, ale już wtedy piłka była najważniejsza.
Jak trafiłeś do tego turnieju?
Mój tata znał ten temat od podszewki. Pracował jako trener, zajmował się wszystkim co tylko możliwe w Orle Ząbkowice i orientował się w zawodach dla dzieci. Ten turniej zawsze traktowaliśmy priorytetowo i było to duże przeżycie. Obecnie są to największe rozgrywki dla dzieci w Europie, a finał rozgrywany jest na Stadionie Narodowym. Sam po meczach w reprezentacji wiem, jakie to niesamowite uczucie zagrać na murawie tego stadionu, ale ja mam 21 lat, a dzieciaki mają taką szansę już w wieku 10 lat. Właśnie trwają zapisy do XVI edycji „Z podwórka na stadion o Puchar Tymbarku” więc jeśli jakieś dziecko marzy o piłkarskiej karierze i chciałoby zagrać na Narodowym, to warto wziąć udział.
Czy to wtedy zwróciłeś na siebie uwagę?
Zacznijmy od tego, że tam trenerzy kręcili się cały czas, by tylko uzyskać jakąś informację na temat najlepszych zawodników. Nie pozostało nic innego jak tylko wypromować się do kadry Dolnego Śląska. Wielu chłopaków skorzystało z tego turnieju, moi znajomi wędrowali np. do SMS-u Łódź czy Lecha Poznań. Po turnieju spotykaliśmy się regularnie na zgrupowaniach kadry Dolnego Śląska w Borowicach. Miałem wtedy chyba 10 lat. Dziś ten turniej jest doskonałą okazją do rywalizacji z najlepszymi w Polsce i pokazania swojego talentu na przykład na oczach trenerów młodzieżowych reprezentacji Polski, którzy goszczą na finale ogólnopolskim i finałach wojewódzkich.
Pamiętasz jak przed ważnym karnym podbiegłeś do mamy by zapytać, jak strzelać?
Tak było! Dokładnie pamiętam ten mecz z drużyną z Głogowa. Podchodziłem jako ostatni do karnego, bodaj miałem strzelać na 3:2. Zapytałem mamy, co robić. Po szybkiej naradzie doszliśmy do wniosku, żeby strzelać z lewej i wpadło.
Tata dla odmiany ćwiczył twoją technikę w ogródku.
Zgadza się, zakładaliśmy się o tzw. „kapki". Miałem żonglować piłką i za każde kolejne podbicie piłki dostawałem jakieś drobne. Z czasem rodzicom przestało się to jednak opłacać. Byłem dobry technicznie. Wzorowałem się na takich piłkarzach jak Zidane, Ronaldo, Ronaldinho, no i oczywiście Bekcham.
Z nimi już nie wyjdziesz na boisko, bo aktywnym graczem pozostał tylko Ronaldinho. Udało ci się jednak spotkać inną ikonę - Antonio Di Natale.
Legenda. Postać kultowa w Udinese. Mega zawodnik. podpatrywałem go na każdym treningu i odczuwałem wielką radość wychodząc z nim na boisko. Rozumieliśmy się podczas meczu. A chciałbym zaznaczyć, że jak przychodziłem do Udine nie był jeszcze stary! Imponował tym, co wyprawiał w gierkach 1 na 1, na małej przestrzeni. Umiał w dodatku strzelić z każdej pozycji.
Początki na obcej ziemi i wejście do szatni naszpikowanej wielkimi osobistościami Serie A nie paraliżowały?
Łatwo nie było. Bariera językowa to jedno, ale na szczęście broniłem się na boisku i szybko złapałem kontakt z chłopakami. Potem z nauczycielem ruszyłem z nauką języka i po dwóch miesiącach czułem się we Włoszech jak w domu. I tak czuję się w tym kraju do dziś...
Nadesłał:
mb_
|