Polskie meble – co dalej?
Wypowiedź Macieja Formanowicza, Prezesa Ogólnopolskiej Izby Gospodarczej Producentów Mebli
Meble są polskim przemysłem narodowym. W tym roku wartość produkcji przemysłu meblarskiego sięgnie 25 miliardów złotych, a wartość eksportu powinna wynieść 22 miliardów złotych. Dotychczas prawie 90 procent polskich mebli sprzedawano za granicą. Przynosiło to krajowi 2007 r. ponad 17 miliardów złotych nadwyżki w handlu zagranicznym.
Przemysł meblarski jest wielkim pracodawcą. W fabrykach i zakładach wytwarzających meble pracuje 110 tysięcy osób, dzięki powiązaniom kooperacyjnym i obsłudze tego sektora pracę ma kolejnych 100 tysięcy Polaków. W sumie przemysł meblarski dostarcza 1 procent PKB.
Nagły kryzys światowego systemu bankowego, który wywołuje wyraźne przyhamowanie wzrostu gospodarczego, skłania do postawienia pytania: Co dalej z polskimi meblami? Pojawiły się pierwsze głosy w mediach ostrzegające przed poważnymi reperkusjami, zwolnieniami pracowników i być może upadkiem niektórych zakładów. Chciałbym wyrazić swój pogląd na sytuację wynikający tak z szczegółowej analizy problemów, jak i własnego, wieloletniego doświadczenia.
Niepewność i mniejsze tempo wzrostu gospodarczego na najważniejszych dla polskiego eksportu mebli rynkach zachodnio-europejskich musi odbić się negatywnie na polskim meblarstwie. Kiedy słabnie koniunktura w Niemczech, Austrii, krajach Beneluksu czy Francji, ludzie kupują mniej mebli i poszukują tańszych. To narzuca konieczność szybkiego przystosowania się do nowej sytuacji.
Polska, o czym nie wszyscy wiedzą, nie produkuje już taniej masówki meblarskiej, jaką kiedyś robiła na eksport. Nasze meble lokują się dzisiaj w średniej klasie tych wyrobów,
a meble tapicerowane sięgają już wyższej półki. Mimo wzrostu kosztów składających się na finalną cenę produktu, polski przemysł ma nadal pewną przewagę nad fabrykami zachodnioeuropejskimi. Produkujemy trochę taniej, chociaż drożej niż powinniśmy. To sprawia, że pierwsze uderzenie rysującego się kryzysu spadnie na fabryki zachodnioeuropejskie. My też będziemy mieli kłopoty, ale nam łatwiej będzie je rozwiązywać niż im.
Kurczenie się rynków eksportowych jest największym niebezpieczeństwem, jakie nam zagraża. Innym, choć mniejszym kłopotem, będzie osłabienie tempa budownictwa w Polsce. Polacy bardzo niechętnie wymieniają meble na nowe, nie ma u nas jeszcze mody na zmianę wnętrza co kilka lat, na dobór innych kształtów, kolorów i typów wykończenia, jaka panuje na zachodzie Europy. Średnie roczne wydatki Polaka na meble są dziesięć razy mniejsze od wydatków np. Niemca. Właściciele nowych mieszkań są bardzo ważnymi klientami. W najbliższej przyszłości będzie ich mniej, mniejsza więc będzie sprzedaż mebli w kraju.
Problemem są też koszty wszystkiego, począwszy od pracy po różne obowiązkowe składki, lokalne podatki i zawiłości prawa, które również przekładają się na pieniądze. Zwolnienie pracownika w Polsce, szczególnie grupowe, to gigantyczny wydatek dla przedsiębiorcy. Przepisy są zdecydowanie nieprzyjazne biznesowi. Jeśli fabryka, z uwagi na mniejszą sprzedaż, chciałaby zwolnić 100 osób, to koszt operacji może być taki, że pracę straci cała załoga, 500 czy 1000 osób. Przepis nakazujący przedsiębiorcy płacić za 33 dni zwolnienia lekarskiego pracownika tworzy wielkie obciążenia dla firmy. Samorządy lokalne nakładają wysokie podatki od nieruchomości, niezależnie od tego, jaka jest kondycja przedsiębiorstwa i jaki stan rynku, na którym działa. Połączenie dekoniunktury na rynku i wysokich kosztów może być dla polskiego meblarstwa wielkim problemem.
Mamy też swoje atuty. Przemysł meblarski cieszy się w Polsce długą tradycją, są świetnie wyszkoleni pracownicy, po prostu potrafimy robić meble. W ostatnich miesiącach spadły ceny materiałów używanych w produkcji, a w ostatnich tygodniach obniżył się absurdalnie dotychczas wysoki kurs złotego do euro i dolara. Ten czynnik sprawia, że bardziej opłacalny będzie eksport.
Konieczne jest natomiast zwiększenie wydajności pracy, czy ściślej mówiąc, poprawienie proporcji między wydajnością i płacą. Mam nadzieję, że związki zawodowe, które dotychczas głównie wysuwały roszczenia, zrozumieją powagę sytuacji i będą partnerami przedsiębiorców w trudnych działaniach wymuszanych przez zmiany na rynku. Generalną zasadą powinien być rozsądek i odpowiedzialność. Wszyscy jedziemy na tym samym wózku i nikt nie może zamykać oczu na to, co dzieje się wokół.
Polski przemysł meblarski liczy na szybką, znaczącą i przyjazną pomoc rządu. Od wielu lat, bez większych rezultatów, dyskutuje się o promocji Polski, jako kraju nowoczesnego, uprzemysłowionego, który produkuje wyroby najwyższej jakości, o doskonałych parametrach użytkowych i estetycznych. Taka promocja pomoże producentom, w tym mebli, a jednocześnie zwiększy zainteresowanie i podniesie rangę Polski, jako miejsca, gdzie jest nie tylko folklor i bociany, ale też nowoczesny przemysł. Producenci oczekują znaczącego wsparcia finansowego ich udziału w targach i wystawach. Z zazdrością niedawno w Kijowie rozmawiałem z producentami mebli włoskich z prowincji Umbria, którzy dostali bardzo duże dofinansowanie swojej targowej ekspozycji. Musimy pilnie ten problem rozwiązać. Meble włoskie, angielskie, niemieckie mają swoją międzynarodową markę. Polskie jeszcze nie. Trzeba to szybko zmienić dla dobra przemysłu meblarskiego – i w interesie narodowym.
Liczymy na przyjazne zainteresowanie i konkretne działania Ministerstwa Gospodarki, które zarządza Programem Operacyjnym Innowacyjna Gospodarka współfinansowanym przez Unię Europejską. Meblarstwo – polski przemysł narodowy – powinien być jednym z preferowanych odbiorców dotacji z programów unijnych. Byłby to ogromnie ważny impuls dla bardzo dużej liczby rodzinnych firm produkujących meble. Takie działanie będzie korzystne dla Unii, ułatwiając firmom polskim walkę z rosnącą konkurencją krajów azjatyckich.
Meblarstwo zaliczono do „starych przemysłów”, które muszą istnieć, ale którymi nie warto się specjalnie zajmować. Kilka kryzysów, szczególnie ten ostatni, podważa zasadność takiego myślenia. Sądzę, że wynikiem wstrząsu jaki teraz przeżywamy, będzie powrót do rzeczywistych wartości materialnych i odwrót od wartości wirtualnych. Wyrafinowane produkty i instrumenty finansowe nie mogą zastąpić materialnej gospodarki, wytwarzającej rzeczy czy usługi dla potrzeb człowieka. Mamy kryzys dlatego, że świat, szczególnie Ameryka, oderwał się od rzeczywistych wartości pieniądza i zapomniał o sensie działalności gospodarczej. Do baku nie można nalać wirtualnej benzyny. Nie można usiąść na kanapie istniejącej wyłącznie w komputerze, marynarka musi wisieć w szafie, a nie być tylko rysunkiem projektanta. W tym sensie meblarstwo może być starym przemysłem, ale też takim, który jest na co dzień potrzebny. On będzie istniał i rozwijał się wraz z rosnącym dobrobytem i potrzebami człowieka. Patrząc dalej w przyszłość, nie musimy się bardzo martwić o przyszłość polskich mebli.
Nie ulega wątpliwości, że będziemy musieli dostosować się do nowej sytuacji rynkowej. Będą restrukturyzacje fabryk, musi być większa wydajność, inwestycje w nowe technologie, maszyny i informatykę. Niektóre zakłady trzeba będzie zamknąć. Takie są koszty, które poniesiemy. Z tych trudności wyjdziemy jednak wzmocnieni i jestem absolutnie pewien, że meblarstwo – polski przemysł narodowy – ma przed sobą duże perspektywy rozwoju.