Porwała mnie miłość do Tunezyjczyka
Monika Jabnouni to Polka mieszkającą w Wielkiej Brytanii i żona Tunezyjczyka od 10 lat. Z okazji Walentynek ujawnia sekrety związku z muzułmaninem i opowiada, jak wygląda teraz jej codzienność w porównaniu z tym, czego doświadczyła, mieszkając w Polsce.
Moniko, opowiedz nam proszę o swoim małżeństwie. Jakie były początki Waszej znajomości, jak się poznaliście?
Początki naszej znajomości były internetowe. Poznaliśmy się na Facebooku, a po roku rozmów na czacie zdecydowaliśmy na spotkanie. Pojechałam odwiedzić przyszłego męża w Tunezji i… tak się jakoś zadziało, że jesteśmy małżeństwem już od dekady!
A jakie były reakcje na Twoją decyzję?
Wielu moich znajomych przestrzegało mnie przed takim związkiem. Mówili, że będzie mi się działa wielka krzywda, albo że zostanę porwana (śmiech). No i rzeczywiście – porwała mnie miłość i bardzo mnie to cieszy.
Czy z powodu tych uprzedzeń mieszkacie w Wielkiej Brytanii a nie w Polsce? A może rozważaliście przeprowadzkę do Tunezji?
Owszem, gdy zaczęliśmy być razem, zastanawiałam się nad przeprowadzką do Tunezji- szczególnie, że mąż jest bardzo mocno związany z rodziną i ja też się czułam z nimi wspaniale. Już jako wybranka zostałam przyjęta bardzo ciepło przez rodziców i rodzeństwo męża – szczerze mówiąc nikt w Polsce nigdy tak się nie cieszył z mojej obecności… Nie zdecydowałam się jednak na wyjazd ze względu na mojego dziewięcioletniego wówczas syna z pierwszego małżeństwa. Ze względu na jego komfort i edukację postanowiliśmy zostać w Polsce, gdzie mieszkaliśmy przez pierwsze cztery lata naszego związku. W tym czasie pojawiły się jednak problemy - brak dobrze płatnej pracy, i nieustające, krzywdzące opinie co niektórych członków naszego mało tolerancyjnego społeczeństwa. Zaczęłam więc nalegać na opuszczenie kraju i teraz jesteśmy w Wielkiej Brytanii.
Z perspektywy czasu stwierdzasz, że to była słuszna decyzja?
Tak, to było najlepsze, co mogliśmy zrobić. Gdy patrzę na męża, mam pewność, że jemu w Wielkiej Brytanii jest lepiej, a ludzie są tu bardziej przyjaźni niż w Polsce. W ciągu kilku lat udało nam się stanąć na nogi również pod względem finansowym, co w Polsce nie byłoby takie proste. Odnaleźliśmy się tutaj świetnie i czujemy się jak u siebie, szczególnie, że wszędzie jest tu pełno ludzi z obcych krajów, o różnych kolorach skóry, różnorodnych wyznaniach, itp. – nikt nie zwraca na to uwagi, nikomu to nie przeszkadza. W Polsce czasem na ulicy ktoś się za nami oglądał i patrzył na nas z jawnym oburzeniem, gdy spacerowaliśmy z mężem. To był wzrok mówiący: „co wy sobie w ogóle wyobrażacie, tworząc taki związek?”
A czym ten związek się różni od związków z Polakami ?
No, akurat mam niezłe porównanie, bo byłam już wcześniej mężatką, a moim mężem był Polak (śmiech). Myślę, że gdy mówimy o takich typowych „problemach damsko - męskich”, to tych różnic za bardzo nie ma, tzn. kwestie kulturowe mają w tym przypadku akurat najmniejsze znaczenie. Uważam, że każda relacja ma własną historię i trudno wskazać na jakąś prawidłowość. W przypadku związku z obcokrajowcem trzeba jednak przyzwyczaić się do odmiennych zwyczajów i zasad funkcjonowania na co dzień. Mój mąż musiał na przykład przywyknąć do hucznego świętowania przez Polaków urodzin i imienin. W Tunezji mało kto przywiązuje do tego wagę. Ja z kolei musiałam oswoić się choćby z tym, że w kraju mojego męża nie powinnam publicznie okazywać mu uczuć, nawet całować go w policzek. Bliskość na ulicy nie jest tam dobrze odbierana. Podobnie jest w czasie Ramadanu – gdy mój mąż obchodzi to święto, wiem, że nie powinnam zbytnio się do niego zbliżać. Aspektów życia, w których należało się „dotrzeć” jest oczywiście znacznie więcej, ale stopniowo przyzwyczajaliśmy się do tego, że w takim mieszanym związku każdy dzień to jakieś małe wyzwanie.
Jaki jest sekret, by „docieranie” się udało?
Ważne jest to, żeby otworzyć się na różnice i próbować zrozumieć ich naturę i kontekst. Pamiętam na przykład, że dla mnie szokiem było, gdy zobaczyłam, że mój mąż notorycznie podczas kąpieli zalewa wodą łazienkę. Tymczasem on nie potrafił z niej korzystać, bo w Tunezji łazienki są po prostu inaczej skonstruowane. Dla mnie trudna była niemożność okazywaniem uczuć na tunezyjskiej ulicy. Starałam się jednak to uszanować, dowiedzieć się skąd takie normy wynikają. Wytłumaczyłam też sobie, że przecież nie muszę okazywać uczuć na ulicy, bo mogę robić to w domu.. Szanujemy nasze korzenie, dajemy sobie przestrzeń na celebrowanie własnych świąt. Mąż lubi np. Święta Bożego Narodzenia – pomimo, że nie jest katolikiem, zawsze siada do stołu, kosztuje bożonarodzeniowych potraw. Mnie nigdy nie przeszkadzało, że on musi modlić się pięć razy dziennie i potrzebuje do tego oddzielnego pomieszczenia, w którym ma spokój i ciszę.
Czy w Tunezji obchodzi się Walentynki? Czy Wy świętujecie?
Oczywiście, że ten zwyczaj dotarł do Tunezji razem z innymi zachodnimi trendami. Szczególnie widoczne jest to w większych miastach, takich jak Tunis. Gdy spaceruje się tam, to naprawdę można odnieść wrażenie, że to miasto całkiem europejskie. Ludzie na ulicy wyglądają podobnie jak w Anglii czy Polsce, widzi się sklepy znanych marek odzieżowych, w grudniu na witrynach stoją czasem poubierane choinki, więc w lutym na pewno ludzie świętują też swój dzień miłości. W tym roku, w związku z ostrym lockdownem w Wielkiej Brytanii planujemy zjeść romantyczną kolację w domu i spędzić miło czas, tak jak zawsze w tym dniu. To dla nas ważny dzień.
Bardzo dziękuję za rozmowę i życzę Wam szczęśliwych Walentynek.
Monika Jabnouni jest chce dzielić się swoim doświadczeniem i pokazywać wszystkimi, że BOGACTWO naprawdę jest na wyciągnięcie ręki – tylko trzeba umieć po nie sięgnąć! Monika Jabnouni jest autorką e-booka „3 nawyki szczęśliwych ludzi” oraz liderką społeczności kobiet, które zajmują się marketingiem sieciowym.
Nadesłał:
karinagrygielska@ramkapr.pl
|