Rok pod znakiem wojny depozytowej


Rok pod znakiem wojny depozytowej
2010-01-13
Miniony rok na rynku lokat upłynął pod znakiem wojny depozytowej. Mimo najniższych w historii stóp procentowych NBP stawki oprocentowania lokat utrzymywały się na wysokim poziomie, a banki bombardowały klientów nowymi ofertami.

Prawdziwym hitem stały się depozyty jednodniowe, które pozwalają ominąć podatek Belki.

Banki zaczęły ostrą walkę o oszczędności klientów jeszcze pod koniec 2008 r. Sygnał do startu dał ING Bank Śląski proponując trzymiesięczną lokatę na 8 proc. Propozycja ta przebiła stawki konkurencji o blisko dwa punkty procentowe. Po upadku banku inwestycyjnego Lehman Brothers, walka o depozyty rozgorzała na dobre. Pod koniec października najlepsze lokaty gwarantowały już zysk na poziomie 9-10 proc.

Po upadku LB, który zelektryzował rynki finansowe na całym świecie, rynek międzybankowy w Polsce zamarł. Banki nie mogły pożyczyć pieniędzy od swoich spółek-matek, a pozyskanie środków od innych instytucji było nie tylko znacznie utrudnione, ale także bardzo drogie. W takiej sytuacji jedynym sposobem na szybkie zdobycie pieniędzy, było pożyczenie ich od klientów. Wabikiem, i zarazem głównym orężem wojny depozytowej, stały się lokaty krótkoterminowe. Bankom w walce o oszczędności klientów sprzyjały wysokie stopy NBP. Do jesieni 2008 r. stopa podstawowa NBP utrzymywała się na poziomie 6 proc.

Ostatni kwartał 2008 r. wywrócił rynek lokat do góry nogami, a specyficzna sytuacja na rynku ciągnęła się przez kolejne miesiące roku 2009. W cenie były przede wszystkim depozyty krótkoterminowe, za które banki oferowały stawki znacznie przewyższające wskaźnik WIBOR. Widać było wyraźnie, że bankom chodzi o działania doraźnie, mające na celu poprawę płynności.  Jednocześnie wśród depozytów zaczęło pojawiać się coraz więcej gwiazdek i ukrytych haczyków, a banki zaczęły komplikować z pozoru proste produkty jakimi są lokaty.

Rok wojny o oszczędności klientów

Pod koniec 2008 r. stopy procentowe NBP zaczęły spadać, ale WIBOR nadal utrzymywał się na podwyższonym poziomie. Jeszcze pod koniec stycznia przy stopach NBP na poziomie 4,25 proc. można było znaleźć lokaty na 8 czy 9 proc. Dodatkowym czynnikiem mającym wpływ na utrzymujący się wysoki poziom oprocentowania lokat było wygasanie depozytów zakładanych w szczytowym okresie wojny depozytowej. Banki w tej sytuacji nie mogły pozwolić sobie na zdecydowane cięcia i obniżki oprocentowania lokat. Klienci rozochoceni wojną depozytową stali się bardziej mobilni i zaczęli przerzucać oszczędności między bankami.

W połowie roku stopy procentowe NBP spadły do najniższego poziomu w historii - 3,5 proc.  Sytuacja zaczęła się stabilizować, ale oprocentowanie lokat nie spadło drastycznie, tak jak można tego było oczekiwać. Pod koniec lipca najlepsze lokaty trzymiesięczne przynosiły nadal ok. 7 proc. zysku. Grono banków oferujących wysokooprocentowane lokaty zaczęło się jednak wyraźnie wykruszać. W drugiej połowie roku szala zaczęła przeważać się na korzyści depozytów sześciomiesięcznych. Coraz mniej banków skłonnych było płacić wysokie stawki za krótkoterminowe depozyty.

W drugiej połowie roku sytuacja na rynku lokat wyraźnie się uspokoiła. Oprocentowanie oferowanych lokat systematycznie spadało, aczkolwiek obniżki nie były drastyczne. Na koniec trzeciego kwartału najlepsze lokaty trzymiesięczne pozwalały jeszcze zarobić realnie do 7 proc., ale   wśród najlepszych ofert zaczęły przeważać 4 i 5. Wyraźnie wzrosło natomiast oprocentowanie lokat półrocznych i rocznych, które pozwalały zarobić powyżej 6 proc. W ostatnich tygodniach 2009 r. przewaga oprocentowania depozytów długoterminowych stała się jeszcze wyraźniejsza. Sytuacja płynnościowa banków uległa poprawie, co przełożyło się wyraźnie na rynek lokat.

Popularne antybelki

W drugim kwartale 2009 r. wojna zaczęła zmieniać swój charakter - z wojny błyskawicznej zmieniła w podjazdową. Banki zaczęły bombardować klientów zakładających lokaty nowymi ofertami, loteriami i konkursami. Prawdziwym hitem stały się jednak lokaty jednodniowe, które skonstruowane w odpowiedni sposób pozwalały ominąć 19-proc. podatek od zysków kapitałowych, czyli tzw. podatek Belki. Dotychczas taki zabieg był możliwy głównie za sprawą lokat opakowanych w ubezpieczenia. Tym razem wykorzystano dzienną kapitalizację odsetek i zaokrąglenia podatkowe. Jeśli odsetki wypłacane przez bank nie przekraczały kwoty 2,49 zł, to podatek nie musiał być naliczany.

Banki zaoferowały depozyty antypodatkowe pod dwoma postaciami - lokat i rachunków oszczędnościowych. Pomysł okazał się strzałem w dziesiątkę - na koniec roku tego typu produkt oferowało już blisko 20 banków. Dzięki depozytom antybelkowym w kieszeni klienta zostawał podatek, który standardowo odprowadzany jest od każdej lokaty. W efekcie taki depozyt przynosił zatem realnie większy zysk. Wprowadzenie takich produktów namieszało trochę w ofercie lokat, bo dwa tak samo oprocentowane depozyty - standardowy i antypodatkowy - przynosiły zupełnie inny zysk. Porównywanie takich produktów dla przeciętnego klienta mogło stanowić utrudnienie.

Nie sposób także nie wspomnieć o jeszcze jednej nowości, która zaczęła zdobywać popularność w ubiegłym roku - lokatach zakładanych przez internet w „obcym" banku. Kilka instytucji udostępniło klientom innych banków możliwość całkowicie zdalnego założenie lokaty bez konieczności otwierania rachunku osobistego, czy wizyty w placówce. Wystarczyło złożyć internetowy wniosek i przelać pieniądze na wskazany rachunek. Po wygaśnięciu depozytu, pieniądze wracały na konto z którego zostały przesłane. Takie produkty zaproponowały m.in. Bank Pocztowy, Meritum Bank, Getin Bank, czy Noble Bank przez Open Finance.

Lokaty w 2010 r.

Oprocentowanie lokat nadal systematycznie topnieje. Obniżki nie są jednak duże i gwałtowne. Bankom wciąż zależy na pozyskiwaniu od klientów pieniędzy na kredyty, bo rynek międzybankowy nie działa jeszcze sprawnie. Obniżkom nie sprzyja także wskaźnik WIBOR odzwierciedlający koszt pieniądza na rynku międzybankowym, który w ostatnich tygodniach powoli pnie się w górę. Instytucje finansowe chcą także utrzymywać poduszkę finansową na czarną godzinę, ponieważ nie można zdecydowanie wykluczyć nadejścia drugiej fali kryzysu.

Konkurencją dla lokat stają się znów fundusze inwestycyjne. Po blisko półtorarocznej niełasce, w ostatnich miesiącach klienci znów nieśmiało spoglądają w stronę giełdy. To nie tylko efekt uspokojenia nastrojów na rynku, ale także topniejącego oprocentowania lokat. Polacy powoli zaczynają rozglądać się za bardziej rentownymi inwestycjami. Duże obniżki oprocentowania lokat, mogłyby spowodować szybszy wyciek części pieniędzy do funduszy i bardziej zdecydowane działania klientów.

W drugiej połowie roku ekonomiści spodziewają się podwyżek stóp procentowych NBP, co zapewne spowoduje wzrost oprocentowania lokat. Warto zatem lokować pieniądze w depozytach krótkoterminowych i obserwować rozwój sytuacji.

Wojciech Boczoń

Bankier.pl

Nadesłał:

ap

Wasze komentarze (0):


Twój podpis:
System komentarzy dostarcza serwis eGadki.pl