Sprawa Grabarczyka w PO
Miał wylecieć w powietrze na polu minowym, jakim jest Ministerstwo Infrastruktury. Skompromitowany i mocno pokiereszowany miał zapomnieć o ambicjach odgrywania ważnej roli w Platformie Obywatelskiej.
Tak Cezary Grabarczyk miał być ukarany przez kierownictwo PO za zbytnią samodzielność w poprzedniej kadencji parlamentu - pisze w DZIENNIKU Piotr Gursztyn. Oficjalnie on sam, jak i jego partia nie podpisują się pod tym opisem. Jednak nominowanie rok temu tego prawnika na ministra od budowy dróg było wielkim zaskoczeniem. Tak jak zaskoczeniem jest to, że ciągle nie sprawdził się czarny scenariusz.
Cezary Grabarczyk obok Ewy Kopacz przewodzi w plotkarskim rankingu ministrów do odstrzału. O jego odwołaniu plotkowano już na początku istnienia rządu Donalda Tuska. Jego praca jest porównywana z działaniami minister zdrowia. W kontekście, że tu i tam są beznadziejnie słabe rezultaty i że oboje stracą stołki. Są jednak różnice - Ewa Kopacz jest źle oceniana wśród szeregowych posłów PO oraz w środowiskach zawodowych służby zdrowia. Grabarczyk przeciwnie - ma wielu sympatyków w partyjnych dołach, także wielu drogowców uważa go za niezłego ministra. Kopacz ma za to mocne wsparcie ze strony samego premiera, Grabarczyk nie może na to liczyć. Za to o Kopacz wiadomo, że bardzo źle znosi pracę w rządzie. Wiecznie uśmiechnięty Grabarczyk wygląda na osobę zadowoloną ze swojego losu. I choć wiadomo, że tak nie jest, to na razie jego zewnętrzny spokój i łatwość nawiązywania kontaktów uchroniły go przed wieloma możliwymi konfliktami. Powodów do stresu ma chyba najwięcej ze wszystkich ministrów. Pogłoski o zbliżającej się dymisji osłabiają jego negocjacyjną pozycję wobec firm i związków zawodowych, a ministerialni urzędnicy pracują w poczuciu tymczasowości. Źródłem plotek jest jawna niechęć wicepremiera Grzegorza Schetyny. Druga osoba w rządzie wielokrotnie naciskała na premiera, by ten zmienił szefa resortu infrastruktury. Prasa opisywała sytuację, że Tusk raz na to się zgodził. Zażądał jednak od Schetyny, by ten przejął pod swoje skrzydła budowę autostrad. Czego wicepremier się przestraszył. Opinie specjalistów są podzielone. Dr Anna Wieczorek z Centrum im. A. Smitha uważa, że stworzone przez ministerstwo ustawy są bardziej zawikłane niż poprzednie. Anonimowy urzędnik z Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad pamiętający kilku ministrów twierdzi, że akurat tego trzeba chwalić, bo zna się na zagadnieniach prawnych i dobrze organizuje pracę. Dziś wiadomo, że spora część obiecanych dróg nie będzie gotowa przed Euro 2012. Czy zatem jego winą jest, że nie buduje się tak dużo, ile PO obiecywała w kampanii wyborczej i expose premiera? Nie, obietnice były nierealne. Czy mógł mieć lepsze efekty? Tak, bo pierwsze miesiące stracił na sprawdzanie i kwestionowanie działań swojego poprzednika Jerzego Polaczka. Zaczął jednak nadganiać zapóźnienia i dzięki temu ma szansę stać się ministrem, który wybuduje najwięcej autostrad. Ale to będą odcinki liczone tylko w setki, a nie zapowiedziane tysiące kilometrów autostrad. A ostatnie pomruki ze strony jego rządowych pryncypałów sugerują, że może być odwołany za coś innego, np. zaniedbania na kolei. A jeśli nie za to, to za kłopoty z pocztą lub portami lotniczymi. Rodzi się więc kolejne pytanie - co Grabarczyk może robić poza rządem?
Nadesłał:
fuburek
|