Żegnaj Londynie
Czy brytyjska korona się obsuwa? Przez dziesiątki lat brytyjska stolica była numerem jeden dla osób chcących zarabiać – i wydawać – fortunę, podążać za najnowszymi trendami mody, czy zwyczajnie być w centrum akcji.
Teraz, kiedy kryzys finansowy uderzył z pełną siłą, los stał się mniej łaskawy. Rośnie liczba zwolnień, a ceny nieruchomości lecą na łeb i szyję. Zrozpaczone banki zdają się na los państwa, które w zamian obiecuje tony nowych przepisów. Najbardziej bystre i błyskotliwe osoby, które swego czasu tłumnie jechały do Londynu, obecnie wracają do domu. To nie tylko ostatnie wydarzenia pozbawiły Londynu konkurencyjnej przewagi. Życie nad Tamizą nie jest tanie (komuś kawkę za 3 funciaki?); infrastruktura miasta, które poświęca więcej czasu i pieniędzy na dyskusję o połączeniach kolejowych, niż inne miasta wydają na budowę jest żałosna.
No i ta pogoda.
Więc, jeśli nie Londyn, to co?
Berlin jest lepszy i tańszy. Cechy te nie pozostały niezauważone przez część kreatywnej społeczności Londynu. Mamy też Paryż, który jest, no cóż… Paryżem: piękny i stylowy (tylko trzymajcie się przedmieść). Co więcej ma to głębszy sens. Paryż podcina skrzydła Londynu, oferując ulgi podatkowe, które zachęcają francuskich ekspatów do powrotu do domu.
Pod względem komercyjnym popularna stała się elegancka Genewa, której przyjezdni nadają nowy wymiar. Po „straconej dekadzie” do ambicji budowania najwyższych budynków Europy powrócił Frankfurt, którego nadzieje na tytuł finansowej stolicy Europy zostały pogrzebane przez… hmm, Londyn. Jeśli ktoś ceni jakość życia, niech uderza na północ do Sztokholmu.
Jeśli ktoś ceni rozmiar, pieniądze i biznesową zuchwałość, z otwartymi ramionami przywita go Moskwa. Ceniący styl mogą też spróbować Barcelonę, Pragę lub Budapeszt, które wyciszyły się nieco, pomimo miana najlepszych imprezowni na wieczór kawalerski. Dzięki boomowi gospodarczemu dystans nadrabiają również Bukareszt i Kijów.
Patrząc na konkrety – koszty życia, architekturę, życie kulturalne itd. – Londyn można przebić. Ale każdy rywal ma jakieś wady. Berlin jest biedny i brakuje mu komercji. Paryż jest jednym wielkim muzeum, które oswoi nawet najbardziej radykalnego rewolucjonistę. Inne miasta są zbyt daleko od centrum wydarzeń, zbyt zimne lub zbyt małe, aby zainteresować więcej niż garstkę osób.
Kiedy spojrzymy na lokalizację, styl życia, pracę, różnorodność, szanse i kopa, jakie daje duże miasto, wybór, poza jednym miejscem – tak, Londynem – nie jest duży. Być może atrakcyjność Londynu topnieje wraz z pikującymi akcjami banków, ale cały czas dzierży on koronę. Mimo, że kilka kolejnych lat może być nędznych, to dzięki temu Londyn zyska na atrakcyjności, ponieważ życie stanie się tańsze i mniej brutalne. Może nawet poprawi się komunikacja.