2:2 dla Lecha to pechowy wynik


2:2 dla Lecha to pechowy wynik
2008-11-07
Gdyby w doliczonym czasie Hernan Rengifo trafił do opuszczonej przez bramkarza Nancy bramki, Poznań ogarnęłaby feta taka, jak po wyeliminowaniu Austrii Wiedeń. Pozostał niedosyt, bo remis 2:2 to dla Lecha wynik pechowy.

- Przyjechaliśmy po zwycięstwo, ale może się zdarzyć sytuacja, że z remisu będę zadowolony - mówił przed spotkaniem trener Nancy Pablo Correa. Jego zespół słynie we Francji z defensywnego futbolu i szybkich kontrataków, które często bywają zabójcze. Tak gra zwłaszcza na wyjazdach, gdzie jest mistrzem... remisów. - Tak się gra w systemie ligowym czy grupowym, remis na wyjeździe cieszy - stwierdził Correa po meczu. Był zadowolony, a minę mógł mieć nietęgą.

Tak jak w meczu z Austrią, Lech mógł wszystko rozstrzygnąć w ostatniej akcji. Znów w sukurs przyszedł mu bramkarz rywali - tym razem Gennaro Bracigliano. Kapitan Nancy minął się z piłką, a wyszedł daleko z bramki. Piłka trafiła do Hernana Rengifo - ten miał 6 m do bramki, obok niego stało dwóch rywali, a trzeci był tuż przed bramką. Rengifo przyjął piłkę i od razu strzelił - jednak za wysoko. - Szkoda, pospieszył się - ocenił z żalem trener Lecha Franciszek Smuda.

Smuda zapowiadał, że Lech będzie atakował. Tymczasem posłał do boju drużynę, w której zabrakło najlepszego strzelca "Kolejorza" w lidze Roberta Lewandowskiego. Jakby się spodziewał, że w tym spotkaniu od szybkości i sprytu tego piłkarza ważniejsze będzie siła i skoczność Hernana Rengifo oraz żelazne płuca i zadziorność Dimitrije Injacia.

Początek spotkania mógł przerażać, bo Francuzi zaczęli zakładać hokejowy zamek na przedpolu Lecha. Tyle że pierwsza kontra poznaniaków zmieniła sytuację - oto Sławomir Peszko pomknął w pole karne Nancy, minął, oszukał prostym zwodem stoperów rywali i strzelił do bramki obok Bracigliano. Lepszej sytuacji Lech nie mógł sobie wymarzyć. Przecież w poprzednich spotkaniach pucharowych też zdobywał gola na samym początku i później grało mu się tylko lepiej.

Smuda nakazał piłkarzom grać bardzo twardo - ponadto wyprzedzać rywali, atakować każdą piłkę. Nawet w sytuacjach, gdy wydawało się, że pogoń za przeciwnikiem nie ma większego sensu. To wymagało nie tylko wielkiej ilości powietrza w płucach do biegania, ale i sił fizycznych, bo wielokrotnie te starcia kończyły się na konieczności przepchnięcia przeciwnika. Ale Lech zaczął realizować te założenia mniej więcej po dziesięciu minutach gry, a wtedy było już 1:1. Rafał Murawski i Bartosz Bosacki pozwolili, by piłka zagrana przez Issiara Dia trafiła do Francisa Malongi, a ten okazji sam na sam z Ivanem Turiną nie zmarnował.

Później zaś na boisku trzeszczały kości - brutalnej gry jednak nie było, raczej pojedynki atletów, których celem jest nie unieszkodliwienie rywala, a przejęcie piłki. W tej grze Lech czuł się lepiej. W 18. min po zagraniu ze skrzydła Sławomira Peszki Hernan Rengifo znalazł się sam przed Bracigliano - bramkarz Nancy obronił jednak ten strzał. Piłka trafiła do Semira Stilicia - ten głową uderzył ją w kierunku bramki. Bracigliano na klęczkach patrzył, jak futbolówka leci do bramki. Ale tuż przed nią piłkę zatrzymała noga jednego ze stoperów Nancy. Lepszych okazji Lech nie mógł sobie wymarzyć.

Ale skoro nie udało się zdobyć gola po pięknych akcjach, należy wykorzystać słabość przeciwnika. W 22. min sędzia podyktował rzut wolny dla Lecha. Daleko od bramki, jakieś 40 m, niedaleko linii środkowej i jeszcze bliżej bocznej. Sytuacja, jakich w meczu wiele. W Lechu piłkę ustawia wtedy Semir Stilić i dośrodkowuje ją w pole karne. Tym razem dośrodkował za mocno - Bracigliano miał sporo czasu na odpowiednie ustawienie się i złapanie piłki. Złapał ją bez problemu, a po chwili... wpadł z nią do bramki! Kuriozalny błąd popełnił piłkarz, który ma najwyższą średnią not w całej drużynie w prestiżowym rankingu France Football!

Francuzi jakby byli podłamani tą bramką - w pierwszej połowie już się nie podnieśli. To Lech miał lepsze okazje do podwyższenia wyniku, choćby po rajdzie Grzegorza Wojtkowiaka, który będąc 15 m przed bramką, posłał piłkę daleko obok niej. Czy przy strzale głową Manuela Arboledy, który z kolei po rzucie przepchnął trzech rywali, ale uderzył piłkę za lekko.

Lech miał spore szanse na wygraną pod jednym warunkiem - musi wytrzymać to narzucone przez siebie tempo. I do końca walczyć tak agresywnie, jak w pierwszej połowie. Rzeczywistość zweryfikowała jednak zapędy poznaniaków. Owszem, do 70. min poznaniacy trzymali Francuzów na dystans, sami często zapędzali się pod bramkę Nancy. Głównie prawą stroną, bo tam świetnie urywał się Sławomir Peszko. On i Stilić napędzali akcje Lecha, którym brakowało jednak wykończenia. To Stilić uderzył za wysoko, choć sytuację miał nie gorszą niż Wojtkowiak przed przerwą, to Peszko źle dośrodkował, choć przed bramką stało już dwóch jego kolegów.

A Nancy? Francuzi czekali, aż Lech opadnie z sił. Było to coraz bardziej widoczne mniej więcej od 65. min, gdy w podaniach brakowało już celności, a pressing w okolicy środka boiska słabł. - Spodziewałem się tego. Niestety, kilku piłkarzy było chorych, a jeszcze w dniu meczu rozchorował się Injać - mówił Smuda. Ale pretensji do piłkarzy nie miał. - Dali z siebie wszystko, jestem im wdzięczny - mówił Smuda.

Na boisku w końcu znalazł się nawet Robert Lewandowski - joker w talii Smudy. W 79. min mógł strzelić trzeciego gola, który rozstrzygnąłby sprawę. Akcja Lecha była piękna - zaczęła się na środku boiska, później przeniosła się na prawą flankę, Peszko przerzucił piłkę na drugą stronę bramki, Rengifo zgrał piłkę do tyłu, a Lewandowski uderzył od razu, bez zastanowienia. Tyle że niecelnie. Nancy zaś w końcu dopięło swego. Francuzi zabrali piłkę po stracie Lewandowskiego, pomknęli na bramkę Turiny, aż w końcu Monsef Zerka uderzył z lewej strony nie do obrony.

- Jestem zadowolony, zwłaszcza po przebiegu spotkania. Spodziewałem się, że Lech tak zagra. Wiele mówiono mi o tutejszych kibicach. Rzeczywiście byli świetni, cały mecz zagrzewali do boju, ale i to moja drużyna wytrzymała. Dlatego się cieszę - stwierdził Correa. - Jak Lech wygra z Deportivo, to będzie bliski awansu - dodał.

A lechici mieli żal. - Jestem rozczarowany. Mieliśmy 2:1 i kilka okazji, w których zabrakło wykończenia. Szkoda - stwierdził Jakub Wilk. - Wynik 2:2 jest chyba sprawiedliwy, bo oni też zagrali dobrze. Przed nami jeszcze trzy spotkania i będziemy szukali punktów. Nawet wtedy, gdy nam nie dają żadnych szans, choćby z CSKA. Pokazaliśmy, że potrafimy grać i będziemy bronić honoru polskiej piłki - podsumował Smuda.

Nadesłał:

fuburek

Wasze komentarze (0):


Twój podpis:
System komentarzy dostarcza serwis eGadki.pl