Co przekażemy dalszym pokoleniom
Nasze zabytki niszczeją w zastraszającym tempie. Jak tak dalej pójdzie to za kilkanaście lat nie pozostanie po nich żaden ślad. Ale czy musi tak być? Czy rzeczywiście nic się temu nie da zaradzić? Spróbujmy wspólnie się nad tym zastanowić.
Nie wiem dlaczego odnoszę wrażenie, że w naszym kraju temat zabytków i ich ochrona znajduje się na bardzo odległej, jeśli nie powiedzieć ostatniej pozycji.
Zbliżają się wybory samorządowe (artykuł piszę trzy dni przed wyborami) i jakoś bardzo mało kandydaci na radnych wypowiadają się w tej kwestii. Chyba tylko „samobójca" zrobiłby z tego tematu swoje motto i chciał działać w tej dziedzinie. A przecież to co nazywamy zabytkami to pozostałość po naszych przodkach, ich kulturze i życiu. To oni stawiali grodziska i grody przekształcone następnie w zamki, pałace czy dwory. To oni ozdabiali swoje siedziby rzeźbami, malowidłami, freskami, gromadzili różne przedmioty jak książki, obrazy, broń itp. To oni wreszcie przekazywali także swoje kolekcje do muzeów czy innych instytucji państwowych aby służyły dalszym pokoleniom. Zastanawiam się co my przekażemy naszym dzieciom czy wnukom. Rozpadające się mury licznych zamków czy pałaców - jeśli w ogóle przetrwają te kilkanaście czy kilkadziesiąt lat. Grabimy z nich co się da: kamienne portale drzwiowe i okienne, rzeźby, ozdobne kartusze, drewno na opał i cegły. Natomiast to co pozostaje z budowli służy za wysypisko śmieci dla okolicznej ludności, która oczywiście jest bardzo poruszona takim faktem i nie wie kto to robi. I tak jest prawie wszędzie gdzie tylko stara budowla stoi sobie samotnie, opuszczona. Nie ma znaczenia czy ma ona właściciela prywatnego czy należy do gminy. Jeżeli nikt się tam nie pojawia można brać co się chce. Przecież i tak nikt nie zgłosi tego faktu na policję czy do prokuratury. A jeżeli znajdzie się taki odważny to śledztwo po pewnym czasie zostanie umorzone a uzasadnieniem będzie „mała szkodliwość społeczna czynu".
Cóż więc można więcej zrobić jeżeli same władze przyzwalają niejako na tego typu działalność. Każdy właściciel zrujnowanego i niszczejącego zabytku śmieje się w nos i mówi „Idź Pan na policję czy do sądu". Ja zamku czy pałacu nie sprzedam ani nie mam zamiaru go remontować, brak funduszy - oto najczęstsza odpowiedź lub podawana cena jest taka, że raczej do kupna nie zachęca.
Czy jest więc jakieś wyjście z tej sytuacji? Wydaje mi się, że tak. Wystarczy tylko twardo trzymać się obowiązujących przepisów, gdzie władze mogą:
- odebrać niszczejącą budowlę,
- wyremontować na koszt jej właściciela,
- odkupić po aktualnej cenie.
Może dobrym sposobem byłoby pociągnięcie do odpowiedzialności finansowej ich właścicieli, dzięki którym budowle są w takim stanie. A ponieważ wszystko opiera się na pieniądzach, więc chyba motyw finansowy najlepiej dotrze do rozumu.
Lecz w moim pomyśle jest jeden „malutki" mankament. Skąd wziąć pieniądze na remont odzyskanych zabytków? Ale to już temat na następny artykuł. A może osoby czytające powyższy tekst mają jakieś pomysły?