Niespodzianki dla kierowców
Ostatnio media obiegła seria wiadomości dla kierowców. Oprócz pomysłów na nowy podatek drogowy w paliwie, pojawiły się też wzmianki o corocznym egzaminie teoretycznym dla kierowców. O co w tym wszystkim chodzi? Oto subiektywna analiza tego problemu.
Naprawa lokalnych dróg
Na chwilę obecną wszystko owiane jest pewną aurą tajemnicy. Nikt nie przedstawił jeszcze gotowych dokumentów czy końcowych aktów prawnych. Niemniej jednak informacja przekradła się do mediów. Wiemy więc, że władza chce wprowadzić ustawę o Funduszu Dróg Samorządowych.
Jej celem ma być pozyskiwanie i wydawanie środków na remonty dróg gminnych i powiatowych. Trzeba przyznać, że bezsprzecznym faktem jest to, że ich stan bardzo często negatywnie odbiega od dróg krajowych. Dofinansowanie ich remontów powinno cieszyć kierowców. Cierniem w oku jest jednak sposób w jaki Fundusz ma pozyskiwać środki. Będą one pośrednio pobierane z naszej kieszeni.
Paliwo w górę
Rząd chce by każdy litr paliwa, ropy, gazu był obłożony 20gr podatkiem. W teorii podatek ten mają zapłacić stacje. W praktyce oznacza on wzrost cen paliwa, gdyż najprawdopodobniej dystrybutorzy przerzucą te koszty na klientów. Co ciekawe z tych 20gr, tylko 10 ma trafić na FDS, reszta ma zasilić zaś Krajowy Fundusz Drogowy, odpowiedzialny za autostrady, obwodnice i drogi szybkiego ruchu.
Wprowadzenie nowego podatku w paliwie ma pozwolić na zaprzestanie dofinansowania remontów dróg lokalnych z budżetu. Obecnie rząd łoży na to 500mln złotych rocznie.
Oznacza to, że kwota ta może zostać spożytkowana na zupełnie inne cele.
Egzamin co roku
Kolejną ciekawostką, świadczącą, miejmy nadzieję, o początku sezonu ogórkowego, jest pomysł o wprowadzeniu obowiązkowego corocznego egzaminu teoretycznego na prawo jazdy dla wszystkich kierowców. Jest to jeden z pomysłów wywodzących się z grona ekspertów MIiB. Wszystko z racji tego, że kierowcy parę lat po zdaniu egzaminu nie są na bieżąco z przepisami ruchu drogowego, te bowiem często się zmieniają. Każdy kto zdawał obecne, nowe egzaminy na prawo jazdy wie, że nie należą one do najłatwiejszych. W 2016 roku ich zdawalność wynosiła około 50%.
Abstrahując od kwestii prawnych i politycznych, w dużych miastach na egzamin trzeba nierzadko czekać i miesiąc. W sytuacji, w której w ciągu roku wszyscy kierowcy w Gdańsku mieliby podejść do egzaminu ponownie zaowocowałoby to kompletnym paraliżem WORDU i terminami znanymi z polskiej służby zdrowia.
WORD dokłada się do budżetu państwa
Gdy mowa już o WORDach warto wspomnieć, o nieco już zapomnianym pomyśle dotyczącym finansowania tych jednostek. Wielu uważa bowiem, że zdawalność jest tak niska z powodu tego, że to właśnie wpłaty z egzaminów stanowią główne źródło utrzymania tych placówek. Im więcej oblanych egzaminów, tym więcej kolejnych podejść, czyli więcej wpłat. Rozwiązaniem tego problemu miałyby być zmiany opłacania jednostek. WORDy finansowane byłby ze środków ministerstwa infrastruktury, ale wszystkie pieniądze z egzaminów trafiałyby do budżetu państwa. Dzięki temu egzaminatorzy nie zarabialiby na poprawkach.
Teoria spiskowa :)
Pomysł ten nabiera jednak zupełnie nowego znaczenia, gdy co rocznie do egzaminów mieliby podchodzić wszyscy kierowcy. W tej sytuacji zmiany w finansowaniu WORDu mogłyby się okazać żyłą złota dla państwa. Oznaczałoby to też, że proponowane zmiany wcale nie miałyby na celu poprawienia zdawalności egzaminu. Paradoksalnie „patriotyczne” okazałoby się nawet oblewanie jak największej ilości kursantów by zapewnić jak największe wpływy do budżetu. To z kolei ma sen w sytuacji, w której nie wiadomo dokładnie jak rozdzielane będą środki na szczególne jednostki WORDu.
Tekst powstał przy pomocy jednej ze szkół oferującej jazdy doszkalające w Gdańsku. Są to jednak w 100% osobiste przemyślenia autora.
Nadesłał:
Gregorg88
|