Walka z brzydotą
Dlaczego w Polsce jest tak brzydko? – To pytanie powtarzane od kilku lat z coraz większą mocą. Brak ładu przestrzennego, zaśmiecony krajobraz, kulejąca estetyka. Tyle widać gołym okiem. Pod powierzchnią każdego z tych problemów, stoją jednak określone ludzkie postawy i potrzeby.
Musimy nauczyć się je nazywać i traktować. W przeciwnym wypadku wzbierająca społeczna krucjata przeciw brzydocie, okaże się zwykłą walką z wiatrakami.
Potrzeba bezpieczeństwa - uszanować
To ona stoi za pnącymi się w górę murami i grodzonymi osiedlami. Trudno oceniać, na ile pozostaje uzasadniona. Brak poczucia bezpieczeństwa może być częściowo subiektywnym wrażeniem. Mimo to, nie należy go ignorować. Bezpieczeństwo jest jedną z fundamentalnych potrzeb każdej istoty. Jeżeli odczuwamy współcześnie jego niedostatek - ogrodzenia osiedli muszą zostać. Nie można karać ludzi za to, że wybierają rozwiązania podnoszące - choćby nieznacznie - ich poziom bezpieczeństwa. Możemy jednak wypracować kanon postępowania z ogrodzeniami. - Po pierwsze, powinien cechować je pewien minimalizm i wysoka estetyka. Tak, by nie zaburzały wizualnie miejskiej przestrzeni - uważa Tomasz Fidura, z firmy ogrodzeniowej Legi Polska. - Po drugie, nie powinny przecinać ciągów komunikacyjnych - czyli utrudniać pieszym dojścia do sklepu lub przystanku, a karetce czy straży pożarnej przejazdu. Przemyślany projekt architektoniczny jest w stanie uczynić ogrodzenie osiedla praktycznie nieuciążliwym pod tym względem. Bardziej fundamentalną zmianą, byłoby podniesienie poziomu bezpieczeństwa: zmniejszenie liczby przestępstw i wybryków chuligańskich, poprawa ich wykrywalności. Być może mury przestaną być wtedy potrzebne. - W wielu krajach Europy Zachodniej normą są niskie, metrowej wysokości płotki lub żywopłoty, zaznaczające jedynie granicę posesji - dodaje Tomasz Fidura. - Ale i poziom wzajemnego zaufania oraz poczucie bezpieczeństwa, wydają się tam inne niż współcześnie w Polsce.
Interes ekonomiczny - negocjować
Wszechobecne billboardy i reklamy, budzą sprzeciw w coraz większej liczbie polskich miast. Walkę ze "szmatami" podjęto już m.in. w Krakowie, Legnicy, Gdańsku, Sopocie, czy w Suwałkach. Konflikt przebiega tutaj pomiędzy dobrem wspólnym (przestrzeń publiczna, estetyka), a interesem prywatnym (prawo do dysponowania swoją własnością - elewacją kamienicy bądź tablicą ogłoszeniową). I nie chodzi wyłącznie o przyjemność estetów. Miasto bez reklam wygląda lepiej i lepiej również „sprzedaje się" turystom. A gdzie spotykają się dwa interesy: publiczny i prywatny, tam powinno dojść do rozmów i konsensusu. Bezwzględny zakaz umieszczania reklam w określonych częściach miasta - np. objętych statusem Parku Kulturowego, jest istotnym ograniczeniem prawa właścicieli nieruchomości do dysponowania ich własnością. Być może uzasadnione byłoby zatem rozważenie rekompensat w postaci obniżenia czynszów w obrębie miejskich parków kulturowych. O ileż łatwiej byłoby wtedy przekonać wszystkich do szanowania interesu wspólnego.
Własne gusta - zamykać w czterech ścianach
Nadużywanie kolorów i dekoracji, kicz, brak respektowania estetyki najbliższej okolicy - to jedne z głównych grzechów estetycznych wynikających z zakorzenionej w naszym kraju postawy „szlachcic na zagrodzie równy wojewodzie". Tutaj sprawa wydaje się prosta. To co widoczne na zewnątrz: elewacje, dachy, ogrody, podwórka - powinno mieścić się w jakichś estetycznych granicach. Mógłby nakreślić je miejski plastyk lub architekt. Wolność gustu i nieskrępowana ekspresja własnego stylu nie ucierpią zanadto, jeśli zostawić je w domu. Tak robi się to w cywilizowanym świecie.
Nadesłał:
Juicy Marketing
|