4 powody dla których nie potrzebujesz polisy na stoku
Jak co roku wielu wyjeżdżających na narty zastanawia się czy wydawać dodatkowe kilkadziesiąt złotych na ubezpieczenie. Podobnie jak w przypadku innych ubezpieczeń, aby potwierdzić lub zaprzeczyć decyzji zakupowej polisy, trzeba wziąć pod uwagę prawdopodobieństwo skorzystania z polisy.
1. Nowoczesny sprzęt i przepisy powodują, że na stokach jest coraz bezpieczniej, powszechne noszenie kasków, czy coraz lepiej zabezpieczone trasy i lepsza odzież przekładają się na mniejszą wypadkowość.
Nie do końca. Narciarstwo to sport ryzykowny, dane medyczne wskazują, że jest nawet bardziej urazowy niż spadochroniarstwo czy sporty walki! Nowoczesne kaski czy kombinezony tego nie zmienią i nigdy nie zapewnią stuprocentowego bezpieczeństwa, zwłaszcza gdy weźmiemy pod uwagę fakt, że nowsze generacje nart pozwalają na rozwijanie znacznie większych prędkości, niż kiedyś. Można tu przywołać przypadek byłego kierowcy F1 – Michaela Schumachera, który w grudniu 2013 roku doznał urazu głowy podczas upadku na nartach. Jego kask był wysokiej klasy, niestety nawet to nie uchroniło go od bardzo poważnego urazu.
- Policzyliśmy wtedy, ile kosztowałoby leczenie podobnego wypadku, gdyby we Francji doznał go polski turysta: hospitalizacja, w tym dwie operacje, pobyt na oddziale intensywnej terapii przez 12 dni to szacunkowy koszt ponad 900 tys. zł. W przypadku polskiego turysty konieczny byłby transport do kraju air ambulansem – minimum 40 tys. zł, dodatkowo transport z lotniska do szpitala to około 2 tys. zł. Całość daje drastyczną kwotę przekraczającą znacznie milion złotych. Wobec braku polisy poszkodowany musiałby ją zapłacić z własnej kieszeni. – wylicza Piotr Ruszowski, dyrektor sprzedaży i marketingu w Mondial Assistance.
2. Jestem dobrym narciarzem, jeżdżę ostrożnie i bezpiecznie. Tak uważa większość z nas, ale czy to na pewno trzeźwa ocena? W poprzednim sezonie tylko na polskich stokach doszło do 2 tys. wypadków, a sam szpital w Zakopanem przyjął ponad 3 600 kontuzjowanych narciarzy. Stoki są pełne zjeżdżających, trudno liczyć, że będzie tam zupełnie pusto, a inni narciarze to ryzyko potencjalnej kolizji. Niestety, obok drogiego leczenia, brak ubezpieczenia to także ryzyko kosztownych odszkodowań za spowodowane na stoku szkody.
Wiele polis turystycznych zawiera opcje OC za szkody wyrządzone osobom trzecim, to bardzo ważny element „ubezpieczenia na stok”. Jeśli wpadniemy na innego narciarza, a ten zostanie poważnie poturbowany, w wielu krajach Europy Zachodniej możemy być wręcz pewni, że koszty leczenia takiej osoby będą po naszej stronie. Z doświadczeń Mondial Assistance wynika, że tego rodzaju roszczenia sięgają setek tysięcy złotych, a zdarzały się nawet milionowe.
– Udzielaliśmy pomocy klientowi w Austrii, który podczas wyjazdu narciarskiego miał wypadek na stoku - wpadł na Włocha. Naszemu rodakowi na szczęście nic się nie stało, ale drugi uczestnik kolizji złamał rękę, nadwyrężył kręgi szyjne i miał ogólne potłuczenia. Niestety, „scusa” – przepraszam wypowiedziane po włosku, nie wystarczyło. Kontuzjowany narciarz zażądał zwrotu kosztów leczenia, czyli jak się okazało 23 tys. euro. Na szczęście Polak miał ubezpieczenie OC w ramach polisy turystycznej i wystarczyło, że podał dane swojej polisy, a my pokryliśmy koszty leczenia poszkodowanego. Jedynie mandat otrzymany na miejscu od policji austriackiej nasz rodak musiał zapłacić sam… - mówi Piotr Ruszowski.
3. Służby medyczne w Tatrach i Alpach są na wysokim poziomie, a lekarze w ośrodkach sportów zimowych są wyspecjalizowani w typowych dla narciarzy urazach.
Wszystko to się zgadza, tu nie ma wątpliwości. Warto jednak pomyśleć także o stronie kosztowej. Karta EKUZ wydawana przez NFZ zapewnia darmowe leczenie w nagłych przypadkach za granicą, są jednak pewne wyjątki, których nie obejmuje. Jednym z nich jest transport medyczny, czyli np. helikopter służb ratowniczych, który często na górskich stokach jest jedyną opcją dla narciarza wymagającego szybkiej pomocy.
- Analizując dane historyczne, mogę powiedzieć, że w ostatnich latach pomagaliśmy w zimowych wypadkach kosztujących nawet znacznie więcej niż 200 tys. zł. Jedną z najdroższych części składowych jest zazwyczaj transport medyczny ze stoku oraz jeżeli jest wymagany transport lotniczy do kraju z wykorzystaniem, tzw. air-ambulansu. Taki transport z alpejskiego kraju do Polski kosztuje w przeliczeniu minimum 40 – 50 tys. zł – mówi Piotr Ruszowski.
4. Krótki wypad na narty na Słowację jest jak u siebie, jest blisko, z wszystkimi można się dogadać, a leczenie w razie czego kontynuować w Polsce.
W Polsce od lat trwa dyskusja na temat konieczności wprowadzenia odpłatności za akcje poszukiwawcze w górach, ale do tej pory taka konieczność nie obowiązuje. Inaczej jest po drugiej stronie Tatr - na Słowacji za akcje poszukiwawcze trzeba zapłacić, a na zwrot kosztów z NFZ na bazie karty EKUZ w takim przypadku nie można liczyć. Jeżeli nie mamy wykupionego ubezpieczenia, na Słowacji musimy pokryć wszystkie koszty akcji ratunkowej. A kwoty te są niebagatelne. Za samo użycie helikoptera będziemy musieli zapłacić około 3-4 tysięcy euro. Do tego dochodzą koszty związane z pomocą medyczną.
- Czechy i Słowacja są wbrew pozorom dosyć drogie jeśli chodzi o pomoc medyczną dla narciarzy po wypadkach na stoku. Znam przypadek, kiedy nasz klient zjeżdżając uderzył w słup i złamał kość udową. Leczenie szpitalne, opieka nad dziećmi, jaką zapewniliśmy w ramach jego polisy, a także transport medyczny do miejsca zakwaterowania, a potem do placówki oraz transport medyczny do kraju łącznie kosztowały ponad 40 tys. zł – mówi Piotr Ruszowski z Mondial Assistance.
Argumenty przeciwników polis narciarskich są oparte na myśleniu życzeniowym i beztrosce. Narciarstwo to ryzykowny sport, w Niemczech czy Austrii, prawie nikt nie wychodzi na stok bez odpowiedniej polisy. Leczenie po wypadku za granicą może kosztować dziesiątki, a nawet setki tysięcy złotych, a wobec braku ubezpieczenia poszkodowany zostaje po takim wyjeździe z pamiątką w postaci kredytu za pomoc medyczną spłacanego czasem wiele lat.
Nadesłał:
brandscope
|