Intrygujące rozmowy Remigiusza Grzeli
„Hotel Europa. Rozmowy” to spacer przytulnymi, aczkolwiek początkowo nieznajomymi korytarzami, wypełnionymi portretami pamięciowymi rozmówców i ich historią.
Na „Hotel Europa” składają się rozmowy Remigiusza Grzeli z wybitnymi indywidualnościami. Każda rozmowa to oddzielny hotelowy pokój, a tych pokoi jest dwadzieścia cztery. Plus dodatkowy – dla autora. „Hotel Europa. Rozmowy” (Prószyńska i S-ka/ Prószyński Media) to spacer przytulnymi, aczkolwiek początkowo nieznajomymi korytarzami, wypełnionymi portretami pamięciowymi rozmówców i ich historią.
Elegancki wygląd ścian w kolorze cappuccino przyciąga wytwornością i gwarantuje obsługę na najwyższym poziomie. A klucz z kremowym frędzlem w oczku, który wygląda jak dzwoneczek przywołujący wszystkich na wytrawną kolację, kusi, żeby jak najszybciej przekręcić go w przeciwnym do ruchu wskazówek zegara kierunku i wejść do środka.
Jako miłośniczka biografii długo się nie zastanawiałam. Wiedziałam, że znalazłam się w odpowiednim dla mnie miejscu, mimo iż kilka nazwisk na dwadzieścia cztery zamieszczone na drzwiach Hotelu niewiele mi mówiło, oprócz tego, że wydawały mi się znajome. Jednak zaufałam autorowi i po kolei zaglądałam początkowo tylko przez dziurkę od klucza, a potem już całą sobą, do każdego z 24 pokoi. Dzięki tym odwiedzinom poznałam ludzi, o których pewnie jeszcze długo, a być może nawet nigdy bym nie słyszała … jeśli już to tylko pobieżnie i bardzo górnolotnie, co nie równa się tak osobistym wynurzeniom, jakie w swojej książce zamieścił Remigiusz Grzela.
Wszystkie drzwi „Hotelu” są równie atrakcyjnie i nie sposób przy nich nie przystanąć. Czytając wzmiankę biograficzną po ich lewej stronie, która pełni funkcję encyklopedycznej podpowiedzi i kodu blokującego wstępu (jak nie zadziała można przecież przejść dalej), czuje się potrzebę wejścia i przykucnięcia przy ścianie tuż za fotelem autora przeprowadzającego wywiad. I ma się ochotę tam tkwić, aż do momentu kiedy po wyjściu gościa autor głośno literuje zdania notowane w swoim osobistym dzienniku. Dzieli się w nim swoimi wrażeniami ze spotkania, nawiązuje do poruszanych kwestii najważniejszych w jego odczuciu, rozwija myśli jakie mu błądziły po głowie w trakcie wywiadu, uzupełnia biografię, a czasem nawet przyznaje się do lęku typowo dziennikarskiego i własnych porażek. Analizuje, czy czas poświęcony na rozmowę wykorzystał w pełni i zgodnie z wcześniejszymi zamiarami.
To jedne z moich ulubionych fragmentów tej książki, bo otwierają one drzwi do dwudziestego piątego pokoju. Poznaję bliżej samego autora, bo choć na blogu „Z Kafką przy kawce” mam przedsmak jego wrażliwości i inteligencji, to jednak nigdy nie miałam okazji podglądać go w pracy. Te notatki potwierdziły mnie tylko w przeświadczeniu, że Remigiusz Grzela jest jednym z najlepszych dziennikarzy-pisarzy prowadzących wywiady, jakiego miałam okazję wysłuchać na stronach książki. Zadaje już na samym wstępie takie pytania, że ma się ochotę nie wypuszczać ołówka z rąk, bo każda odpowiedź stanowi ważny element czyjejś duszy. Nawet takie z pozoru dziwne pytanie-stwierdzenie jak “U pani w ogóle nie ma mebli. Nawet łóżka nie ma.” – skierowane na początku rozmowy do mieszkającej w Paryżu aktorki i pieśniarki Anny Prucnal.
Remigiusz Grzela zadbał o to, żeby od pierwszego pytania czytelnik mógł lepić sobie w wyobraźni bryłę ludzkiego losu. Pyta o dzieciństwo, rodziców, dylematy związane z najbliższą rodziną czy wyjazdem z kraju. Jego pytania często dotykają bolesnych i niemożliwych do cofnięcia fragmentów układanki, jaką jest życie. Powodują, że bohater wywiadu odpowiada obszerniej niż – mam wrażenie – sam autor się tego spodziewał, otwiera drzwi do living roomu, których wcześniej nie pozwalał uchylić. Słowa zaskakują oby dwie strony … a wszystko to za sprawą autora Hotelu, który ma w sobie coś co wzbudza zaufanie i już po kilku pytaniach (mam wrażenie zupełnie innych od tych, jakich spodziewali się goście wywiadów – krótko mówiąc tendencyjnych nastawionych na szukanie sensacji i notorycznie się powtarzających) rozmowa fascynuje dwa bieguny, między którymi pomniejsza się dystans, i co za tym idzie rozmowa trwa dłużej niż to było zaplanowane.
Podoba mi się u Remigiusza Grzeli upartość, ale taka niewinnie dobroduszna upartość, z jaką stara się nie pozostawić pytania bez odpowiedzi. Często stwierdza „nie rozumiem”, „dlaczego?”,„jak to?”, żeby pociągnąć temat dalej i nie zostawiać czytelnika (i samego siebie) w poczuciu pustki nad urwiskiem emocjonalnym. Nie daje za wygraną zadając pytanie po raz drugi, tylko w trochę innej formie niż kilka minut wcześniej… I robi to doskonale, w dodatku z zamierzonym skutkiem. Relacja w międzyczasie stała się płynniejsza, nabrała odpowiedniego tempa i wzmocniona została przez obustronnie rodzącą się zajawkę sympatycznej znajomości, czy nawet przyjaźni. Stopniowo autor nabiera odwagi na zadanie „tego jedynego” pytania, a druga strona czuje, że to jest właśnie ten moment, kiedy na to pytanie odpowiedzieć powinna.
Do moich ulubionych pokoi należy pokój Kingi Baranowskiej, Anny Boleckiej, Davida Camusa, Urszuli Dudziak, Normy Basquet, Niki Strzemińskiej, Wandy Wiłkomirskiej, Verdany Rudan, Zdzisława Beksińskiego, Charlesa Dumonta…
Mariola Sznapka
Nadesłał:
puella
|