Ponad połowa chorych na SM jest bez pracy


Ponad połowa chorych na SM jest bez pracy
2011-12-20
Osoby chore na stwardnienie rozsiane (SM) są dyskryminowane na rynku pracy. Aż 21 proc. osób z SM, które pomimo choroby pozostaje aktywne zawodowo, spotkało się z dyskryminacją ze strony pracodawcy. Najczęściej powodem dyskryminacji jest niewiedza, dotyczy to aż 79 proc. przypadków.
Na 100 osób z SM, pracę ma dziś 37 proc. chorych, na rencie jest 25 proc. Bezrobocie dotyka, co czwartą osobę – to dane, jakie płyną z ankiety przeprowadzonej wśród chorych przez ośrodek Neuro-Care z Katowic zajmujący się leczeniem SM. Dziś aż 75 proc. chorych, w zaledwie dwa lata po diagnozie przechodzi na rentę – wynika z danych Polskiego Towarzystwa Stwardnienia Rozsianego. Problem bezrobocia wśród osób z SM rozwiązałoby finansowanie nowoczesnego leczenia, NFZ jednak ten dostęp ogranicza.

„Poproszą” chorego o rezygnację


Chory na stwardnienie rozsiane miesięcznie musi wydać na swoją rehabilitację od 500 do 3000 zł. Aż 22 proc. chorych pokrywa te koszty z własnej kieszeni. 16 proc. rehabilitację finansuje NFZ. Aż 40 proc. nie podejmuje jej w ogóle z powodu braku pieniędzy. Powodem jest rosnąca liczba osób chorych na SM, które po diagnozie, automatycznie zamiast na leczenie, trafiają na rentę lub bezrobocie. To sięga aż 28 proc. Na rencie z kolei jest, co czwarta osoba chora na SM. 

- Ponad połowa osób chorych na SM w Polsce wykluczona jest dziś całkowicie z rynku pracy, co w wielu przypadkach oznacza także odcięcie od leczenia z powodu braku środków. Osoby, którym udaje się zachować pracę lub podejmują zatrudnienie najczęściej się do swojej choroby nie przyznają. W wielu przypadkach odpowiednio wcześnie rozpoczęta terapia minimalizuje objawy, przez co nikt w otoczeniu firmy nie wie o chorobie współpracownika – mówi dr n. med. Gabriela Kłodowska–Duda z NZOZ Neuro-Care, specjalizująca się w leczeniu osób z SM.

I dodaje: - Niestety powszechne są przypadki zwolnień osób z SM, po przyniesieniu pierwszego zwolnienia po pobycie w szpitalu. Gdy pojawia się rzut nawet krótka 3-dniowa kuracja sterydowa często pozwala na ustąpienie dolegliwości i powrót do pracy. Dlatego wielu pacjentów nie zgłasza się do lekarza co potem utrudnia ich możliwość uzyskania leczenia. Są tacy pacjenci, którzy biorą urlop i przyjmują kroplówki ambulatoryjnie. Kiedy już pracownik przedstawia zaświadczenie o chorobie i pojawiają się pierwsze objawy np. problemy z mówieniem, chodzeniem wcale nie przeszkadzające w wykonywaniu obowiązków wielu pracodawców woli na wszelki wypadek zwolnić takiego. W wielu przypadkach chorzy zmuszani są także do przejścia na rentę. Powszechna jest sytuacja, w której osoby ze stwardnieniem rozsianym przyznające się do choroby nie mogą znaleźć pracy, a nie mogą także przejść na rentę ponieważ mają przyznaną zdolność do pracy – mówi.

Renta droższa od terapii, ale zalecana przez NFZ

Tymczasem rosnąca liczba osób z SM, które przechodzą na rentę staje się większym obciążeniem dla budżetu, niż skuteczna terapia, która pozwoliłaby na normalną pracę lub przynajmniej dłuższą aktywność zawodową – to wnioski, jakie płyną z raportu Międzynarodowego Stowarzyszania Stwardnienia Rozsianego. Ale to nie koniec strat finansowych, na braku pracy tracą przede wszystkim chorzy. Jak wyliczyło Stowarzyszenie ponad 30 proc. kosztów, jakie ponosi dziś pacjent z SM związane jest z utratą pracy. Szacuje się, że jest to ok. 1,2 mln złotych w ciągu całego życia chorego.

– Finansowanie terapii przez NFZ w wiekszym zakresie uchroniłoby dziesiątki tysięcy osób chorych w Polsce na SM z wykluczenia zawodowego i inwalidztwa. Dotyczy to w dużej mierze także osób młodych, w wieku 20-25 lat, najczęściej zapadających na tę chorobę, a którzy dopiero rozpoczynają karierę i życie zawodowe. W obecnej sytuacji często skazani są oni już na starcie na rentę. Ostatnie analizy pokazują także, że chorzy na SM, którzy są na rencie, są o wiele większym obciążeniem dla budżetu niż prowadzona wcześnie skuteczna terapia, która powstrzymałaby rosnącą liczbę rencistów i osób bezrobotnych – mówi dr Kłodowska–Duda.

Uderza w grupę aktywną zawodowo

Dziś ponad 60 proc. przypadków stwardnienia rozsianego diagnozuje się u osób w wieku 20-40 lat, czyli u osób z najwyższym wskaźnikiem aktywności zawodowej. W wielu przypadkach osoby w wieku 20-25 lat, u których zdiagnozowano chorobę nigdy nie podejmują pracy od razu po zakończonej edukacji uzyskując rentę z tytułu niezdolności do pracy. Zdaniem ekspertów tej sytuacji można uniknąć.

Dziś 20-30-latkowie mają o wiele łatwiejszy dostęp do leczenia, niż osoby po 40 roku życia. Dyskryminuje się więc spora grupę osób, często w szczycie swojej kariery zawodowej. Odpowiednio wcześnie rozpoczęte leczenie immunomodulujące prowadzone odpowiednio długo a nie przez 3 lata, minimalizujące rzuty choroby i pozwala na normalne funkcjonowanie, a tym samym pracę lub prowadzenie własnej działalności gospodarczej. Jest także alternatywą dla renty. 

To właśnie ta grupa, osób po 40-tce najczęściej wykluczana jest z rynku pracy. Stanowi ona dziś około 27 proc. wszystkich chorych. – NFZ patrzy na koszty przez pryzmat wydatków na samo leczenie, nie biorąc pod uwagi kosztów związanych z niepełnosprawnością i obciążenia, jakim dla rodziny jest osoba chora. W wielu domach diagnoza oznacza całkowite rozbicie dotychczasowego życia. Często członkowie rodziny zmuszeni są do porzucenia pracy, żeby opiekować się osobą chorą. Powszechna jest praca na pół etatu. To znacznie wyższy koszt zarówno dla budżetu jak i rynku pracy, niż leczenie pacjenta – przekonuje dr Kłodowska–Duda.

Dziś w Polsce na SM choruje według różnych statystyk ok. 60 tys. osób. Na świecie od 2 – 3 milionów.

Nadesłał:

Rafal

Wasze komentarze (0):


Twój podpis:
System komentarzy dostarcza serwis eGadki.pl