Poszetka w brustaszy – słucham? Może pan powtórzyć?
Niektóre stroje niepomyślnie przechodzą próbę czasu i nieużywane stopniowo znikają. Pozostają za to elementy ubioru, które są śladem dawnej mody.
Na co dzień niepotrzebny jest nam szyszak, chyba że przygotowujemy strój do rekonstrukcji jednej z historycznych bitew. W przeszłość odeszły nagolenniki, a onuce zostały zastąpione przez skarpety. Jednak pewne elementy ubioru ostały się i używane w specyficznych warunkach służą do dzisiaj. Jednym przykładów niech będzie frak.
Skąd się biorą charakterystyczne, jaskółcze skrzydła (lub pingwinie, jak dodają niektórzy)? Najprostszą odpowiedzią jest – z przeszłości. Strój ten był przynależny arystokracji, która w celach rekreacyjnych udawała się na wycieczki konna. Dzięki charakterystycznemu rozcięciu możliwe było wskakiwanie na siodło i zejście z konia. Dzisiaj frak jest obowiązkowym „garniturem” podczas szczególnie uroczystych spotkań dyplomatycznych.
Ale przecież nie tylko jaskółcze skrzydła są śladem dawnych cech charakterystycznych ubierania się. Z kolejnym spotykamy się codziennie, o ile tylko jesteśmy mężczyznami odzianymi w garnitur (a przynajmniej w marynarkę) lub pracujemy w towarzystwie tak odzianych panów. Dobrze skrojona górna część marynarki ma charakterystyczną, małą kieszonkę na wierzchniej stronie, na sercu. Jeżeli ktokolwiek miałby wymienić jej nazwę, byłaby to butonierka, wszak w niej panowie niegdyś nosili miniaturowe bukieciki kwiatów!
Blisko, blisko, a nawet gorąco… ale jednak nie. Butonierką jest zaszyta (najczęściej), ale wciąż dobrze widoczna dziurka na guzik (tego z kolei już nie ma dołączonego do garnituru). I to tam przyczepione były pojedyncze kwiaty lub ich wiązanki. Wspomniana kieszonka to brustasza, a w niej noszono tak złożoną chusteczkę, aby wystawały jej starannie zaprasowane rogi. O, przepraszam, nie chusteczkę, poszetkę, bo tak nazywała się ta – obowiązkowa kiedyś – część porządnego ubioru.
A jak ubierają się panowie dzisiaj – więcej tutaj.
Nadesłał:
ggraper
|