Recenzja filmu "Bękarty wojny"


Recenzja filmu "Bękarty wojny"
2010-01-06
„Bękarty wojny” Quentina Tarantino nie są niczym innym jak filmową rozrywką, której tematem jest II wojna światowa.

Filmu, w którym groteskowy Hitler pyta żołnierza o gumę do żucia, nie można traktować jako poważnego obrazu historycznego, ale w kategoriach rozrywki. I „Bękarty wojny” Quentina Tarantino nie są niczym innym jak filmową rozrywką, której tematem jest II wojna światowa. Rzecz jasna nie mogło się obyć bez nawiązań do całej historii kina. 

Akcja filmu rozgrywa się w okupowanej Francji. Najpierw poznajemy historię Żydówki Shosanny  Dreyfus (Melanie Laurent), której rodzina zginęła za sprawą pułkownika SS Hansa Landy (świetny Christoph Waltz). Ocalała Shosanna, już jako właścicielka kina, będzie miała wkrótce okazję do zemsty na cynicznym, ale i wykształconym esesmanie… W tym samym czasie na terenie Francji prosto z Ameryki pojawia się żydowskie komando dowodzone przez porucznika Archie Hicoxa (Brad Pitt). Celem bojowników jest mordowanie nazistów. Członkowie komanda robią to w iście amerykańsko-indiańskim stylu: używają broni palnej, noży, kijów bejsbolowych, a zabitych Niemców skalpują.     

Prawda historyczna nie ma nic do rzeczy w „Bękartach wojny”, choć trzeba pamiętać, że po wojnie powstała Brygada Żydowska, która mściła się na nazistowskich zbrodniarzach, ale jej działania były prowadzone potajemnie i bez rozgłosu. Tarantnio, bez oglądania się na polityczną poprawność, bawi się w swoim filmie cytatami i konwencjami. Pełno to aluzji do historii kina, począwszy od ucharakteryzowanego na młodego Vita Corleone Brada Pitta, a na motywach muzycznych skończywszy. W dialogach i scenach reżyser przywołuje „Parszywą dwunastkę”, „Wielką włóczęgę”, nazistowskie filmy propagandowe Leni Riefenstahl, niemiecki ekspresjonizm, westerny i spaghetti westerny czy ulubione przez Tarantino filmy klasy B. W cytowaniu amerykański reżyser jest niewątpliwie mistrzem.       

Kino jest żywiołem Tarantino, pozwalającym mu kreować własną rzeczywistość. I tylko kino, nie licząc literatury, daje taką możliwość, z której reżyser skwapliwie korzysta. W tym przypadku chodzi o stworzenie alternatywnej wersji zakończenia wojny. Wersji pociągającej, bo któż z nas oglądając końcowe sceny filmu nie pomyślał, że finał wojny zaproponowany przez Tarantino byłby całkiem dobry? I że każdy nazista powinien mieć na czole wyrytą nożem swastykę?

GK - SalonKulturalny.pl

Nadesłał:

puella

Wasze komentarze (0):


Twój podpis:
System komentarzy dostarcza serwis eGadki.pl