2013-07-23
Cookies? Zapomnijcie o niewinnych plikach używanych przez mocarzy internetu. W handlu detalicznych Wielki Brat przygląda się nam jeszcze bliżej, a wyposażenie sklepów to już nie półki i regały, ale kamery, skanery i inne urządzenia śledzące.
Rzecz może wyglądać tak: w piątkowe popołudnie zirytowany, młody mężczyzna wchodzi do supermarketu. W kieszeni ma smartfona, na ustach nieprzyjemny grymas. W pewnej chwili dostaje wiadomość: informację o piwie, które sklep ma w promocji i kupon rabatowy na chipsy. Do realizacji w ciągu następnego kwadransa.
Śledzą wszystko i wszędzie
Taki scenariusz to coś, co bez problemu może przydarzyć się każdemu. Wyposażenie sklepów, kiedyś ograniczające się do półek regałów czy kas fiskalnych dziś obejmuje także kamery, sieci wifi a przede wszystkim systemy pozwalające na śledzenie poszczególnych klientów. Według gazety New York Times rzecz jest normą wśród amerykańskich detalistów.
Mierzyć można rzeczy podstawowe, takie jak liczba klientów wchodzących, wychodzących, ich płeć czy wiek. Do tego nie trzeba zaawansowanej technologii, wystarczy stażysta ustawiony przed wejściem. Kamery zamontowane w odpowiednich miejscach pozwalają z kolei śledzić, jak długo klienci stoją przed daną półką czy wystawą, ile czasu spędzają zastanawiając się nad wyborem konkretnego produktu czy którędy chodzą.
Tak, jak w internecie, tylko bardziej
W branży detalicznej takie analizy to norma. Do wyposażenia sklepów na stałe weszły kamery i programy komputerowe umożliwiające głębsze analizy. Ostatnio jednak można iść jeszcze dalej. Teraz większość klientów nosi w kieszeniach urządzenia, które dają sklepom dostęp do ich osobistych danych, a także pozwalają tworzyć ich indywidualne profile.
Zasadniczo wszystko działa tak, jak w przypadku sklepów internetowych. Ktoś, kto odwiedza taką witrynę ładuje na swój komputer plik cookie, za pomocą którego obsługa sklepu zbiera informacje o jego zachowaniu. Na tej podstawie można mu, na przykład, zaproponować rabat na jakiś produkt czy podsunąć propozycję, którą może być zainteresowany.
W realu jest podobnie. Kiedy klient wchodzi do sklepu, jego telefon zaczyna szukać sieci wi-fi. Darmowy dostęp to w wielu miejscach standardowe wyposażenie sklepów, a więc coś co nikogo nie dziwi. Kiedy jednak smartfon połączy się z siecią, system lokalizuje go, a przy okazji także właściciela.
Pełna identyfikacja, pełna indywidualizacja
Rejestrując ścieżkę, po której porusza się klient, czas który spędza przy danych produktach czy promocje, z których korzysta, można zbudować jego indywidualny profil. Zbierając dane setek tysięcy osób można tworzyć lepsze oferty, korzystniej planować zatowarowanie czy promocje. I wreszcie, można także udzielać rabatów dopasowanych do danego użytkownika. Dokładnie tak, jak w sklepie online.
Na tym nie koniec. Ponieważ wszechobecne w sklepach kamery są w stanie rozpoznać wyraz twarzy, można dopasować się do nastroju klienta lub sprawdzić, jak większa ich grupa reaguje na jakąś propozycję. Można zidentyfikować dzieci i rodziców, osoby starsze itd.
Niedrogo, na własne życzenie
Co ciekawe, tego rodzaju wyposażenie sklepów nie jest specjalnie drogie. Kamera z funkcją rozpoznawania twarzy kosztuje w USA 1,5 tys. dolarów. Droższe są systemy informatyczne, ale dla większych detalistów to inwestycja, która się opłaca. Na jej podstawie mogą prowadzić działania, których efektem będzie podniesienie rentowności biznesu.
A kwestia prywatności? Kamery obecne są w sklepach od lat. A klienci sami dzielą się swoimi danymi pobierając aplikacje, dzięki którym uzyskują zniżki czy rabaty. Chcącemu nie dzieje się krzywda, jak mówi rzymska maksyma.