Zator płatniczy groźny także dla osób prywatnych
Zator płatniczy jest groźny nie tylko dla firm. Podobnie jak przedsiębiorcom, może się on przytrafić także osobom nie prowadzącym firm. O skutkach takiego zatoru płatniczego mówi Anna Gąsiorowska, windykator z ponad 20-letnim stażem, właścicielka firmy Negocjator Anna Gąsiorowska.
Przyjęło się, że pojęcie "zator płatniczy" to problem firm. Mało mówi się o tym, że może on też dotknąć osób prywatnych.
Anna Gąsiorowska: Tak. W przypadku "zwykłych" ludzi często pojawia się pojęcie "spirali zadłużenia" i to głównie w kontekście przekredytowania, spłacania jednego kredytu drugim, a nie jako efekt zaległości płatniczych wobec tej osoby. Tymczasem zarówno zator płatniczy, jak i spirala zadłużenia może być efektem choćby niezapłacenia za wykonaną pracę.
Jaki jest mechanizm powstawania takich zatorów płatniczych?
- Wyobraźmy sobie sytuację, w której komuś pracodawca nie płaci przez kilka miesięcy. Wielu ludzi nie odchodzi z takiej pracy z kilku powodów - choćby dlatego, że trudno byłoby im znaleźć nową pracę ze względu na swój wiek, wykształcenie czy na przykład braku innych pracodawców w rejonie zamieszkania. Innym powodem jest też liczenie na to, że firma, która do tej pory płaciła rzetelnie, w końcu zwróci pieniądze i dalej będzie uczciwym pracodawcom. Poza tym, mając ciągle kontakt z takim przedsiębiorcą, ma się małe poczucie bezpieczeństwa, że trzyma się rękę na pulsie, że pilnuje się swoich spraw...
A tymczasem zamiast oczekiwanej wypłaty, przychodzi decyzja o zamknięciu zakładu czy nawet upadłości...
- Dokładnie tak. Zaczyna się zazwyczaj wtedy batalia sądowa o zaległe pieniądze czy nawet o uznanie, że dany pracownik, zatrudniony często bez żadnej umowy, rzeczywiście był pracownikiem danej firmy i należy mu się wynagrodzenie. Jak wiadomo, sprawa sądowa musi trwać.
I taki pracownik nie ma ani pieniędzy, ani pracy.
- Ani też pewności w szukaniu pracy, bo od teraz zawsze będzie już nieufny. Zresztą inny pracodawca także będzie patrzył nieufnie na kogoś, kto procesuje się ze swoim byłym pracodawcą. Pomijając jednak te psychologiczne aspekty, przez kilka miesięcy rodzina takiego pracownika musiała się utrzymywać albo z jednej pensji drugiego małżonka, albo nawet tylko z pożyczonych pieniędzy, które będą zwrócone, jak tylko wpłynie zaległa wypłata.
W Polsce ciężko jest utrzymać rodzinę z jednej pensji. I wtedy powstaje spirala zadłużenia, trzeba zacząć kombinować, by przeżyć...
- W spiralę zadłużenia wpada się wcześniej - zazwyczaj wtedy, gdy nie przychodzi pierwsza pensja. Polacy nie mają oszczędności, więc nawet już brak jednej wypłaty może zburzyć cały domowy budżet. Z moich obserwacji wynika, że wielu ludzi ma bardzo przydatny nawyk: wpływa wynagrodzenie na konto, to od razu regulują wszystkie rachunki - te, które są do zapłacenia "za chwilę" jak i te, których płatność przypada na koniec miesiąca. To bardzo dobry nawyk - płacąc wszystko od razu, o niczym się nie zapomni, nie będzie problemu, że pod koniec miesiąca zabraknie pieniędzy na jakiś rachunek.
Wracając jednak do sedna. Brak pensji na koncie to zazwyczaj niemożność uregulowania rachunków, a więc trzeba szybko "coś załatwić", od kogoś pożyczyć...
Od kogoś, czyli od rodziny?
- Rzadko. Nasza duma, a i znajomość realiów, w jakich żyjemy, sprawia, że rodzina jest na dalszym miejscu. Pożycza się od firm pozabankowych lub co gorsza - od prywatnych pożyczkodawców. Byle tylko mieć na zapłacenie rachunków, a za miesiąc może wypłata wpłynie...
Albo i nie...
- I wtedy pożycza się już więcej - i na spłatę pożyczek, wziętych na rachunki i na same rachunki. I tak można "pociągnąć" przez kilka miesięcy...
Można to rozwiązać jakoś inaczej? Przecież jak nie zapłacimy rachunku, to przyjdzie do nas windykacja - sama Pani pracuje w tej branży, to wie...
- Nie jest tak, że windykator zapuka do drzwi następnego dnia po terminie, nie straszmy ludzi windykacją, bo to usługa jak każda inna i naprawdę z windykatorem można i trzeba rozmawiać. Zresztą czy ja jestem taka straszna? (śmiech). Jestem zdania, że lepiej zapobiegać niż leczyć. I tak, jak firmy, by uniknąć zatoru płatniczego, powinny dywersyfikować źródła swojego dochodu i mieć bezpieczny, awaryjny budżet, tak osoby prywatne powinny zbudować sobie poduszkę finansową. Wiem, że to nie jest proste, przy naszych polskich zarobkach, ale możliwe.
Jak duża powinna to być poduszka?
- Najlepiej za punkt wyjścia przyjąć swoje miesięczne zobowiązania i inne wydatki i pomnożyć razy 3. W ten sposób w przypadku utraty pracy przez jedną z osób w rodzinie, przez 3 miesiące będziemy mogli albo czekać, aż pracodawca nam zapłaci, albo ze spokojem szukać nowej pracy. Jeśli wybierzemy tą pierwszą opcję, pamiętajmy, by z góry sobie założyć, jak długo czekamy na wynagrodzenie, nie zmieniając pracy - jeśli mamy poduszkę finansową na 3 miesiące, zacznijmy szukać pracy po dwóch miesiącach, by mieć miesiąc na jej znalezienie. Jeśli zaczniemy jej szukać po trzecim miesiącu, będzie więcej stresu i możemy nie zdążyć otrzymać wypłaty od nowego pracodawcy przed wyczerpaniem się naszego awaryjnego budżetu.
A jeśli nie mamy żadnego zabezpieczenia na tego typu sytuacje?
- W moim idealnym świecie, w takich przypadkach (o ile rzecz jasna sprawa jest prosta - nie trzeba ustalać sądownie, czy był stosunek pracy) pracownik powinien otrzymywać sądowe potwierdzenie o braku wynagrodzenia z winy pracodawcy i z tym pismem udać się do wszystkich instytucji, w których ma rachunki do płacenia i po okazaniu takiego dokumentu, te instytucje faktury czy rachunki wystawiałyby na nierzetelnego pracodawcę. Ale to świat idealny, który nie istnieje. W takich przypadkach warto udać się do tych instytucji i uczciwie im przedstawić sprawę - pewnie nie wszystkie, ale niektóre pójdą nam na rękę, pozwolą zapłacić za miesiąc czy dwa. Warto rozmawiać i nie bać się tych rozmów. Nie na wszystko mamy wpływ i zdarzają się takie sytuacje, które potrafią zburzyć nasz porządek życia. W takich przypadkach najgorsze, co można zrobić, to pożyczać bez głębszego przeanalizowania swoich możliwość i/lub chować głowę w piasek.
Jednak w powszechnym przekonaniu pójście na przykład do banku i poinformowanie banku, że nie ma się pieniędzy na ratę, to jak przyznanie się do porażki.
- Nie przyznanie się do porażki, ale normalna procedura. Do wspomnianych już banków powinno się pójść nie wtedy, gdy już mamy opóźnienia w płatnościach, ale wtedy, gdy się tego spodziewamy, gdy jeszcze jesteśmy w oczach banku wiarygodnymi klientami.
A co jeśli "prześpimy" moment na rozmowę i naszym długiem zajmie się taka firma, jak Negocjator Anna Gąsiorowska?
- To wtedy macie szczęście (śmiech). Powtarzam po raz kolejny - nie trzeba się bać firm windykacyjnych. Można w to wierzyć, lub nie, ale takiej firmie także zależy na tym, by dłużnik spłacił swoje zobowiązanie. Proces windykacji nie polega dziś na tym, że do dłużnika przychodzą napakowani panowie, łamią mu nogi, wybijają szyby w domu czy przebijają opony w samochodach. Ja w swojej codziennej pracy stawiam na negocjacje windykacyjne - nie na narzucanie za wszelką cenę swojej wizji spłaty długu, ale na wypracowanie takich rozwiązań, które sprawią, że wierzyciel odzyska szybko swoje pieniądze.
Wróćmy do nierzetelnego pracodawcy. Pracownik wygrywa sprawę w sądzie, a przedsiębiorca nadal nie chce płacić. Co wtedy? Komornik?
- Niekoniecznie. Proszę pamiętać, że windykacja to nie tylko odzyskiwanie długów na zlecenie firm, ale też od osób prywatnych. Windykacja to też odzyskiwanie długów na zlecenie osób prywatnych od firm. Zanim sprawa trafi do komornika, który może potraktować sprawę mało priorytetowo, ze względu na kwotę, warto zwrócić się do firmy windykacyjnej, która ma swoje sposoby na wywarcie presji na nierzetelnym pracodawcy. Podkreślam to jeszcze raz: firma windykacyjna jest firmą jak każda inna, która świadczy jakiekolwiek inne usługi. Nie jesteśmy z innej planety!
Dziękuję za rozmowę.
Anna Gąsiorowska - praktyk, zawodowy windykator i negocjator z 20-letnim stażem i bardzo dużym doświadczeniem zawodowym. Ukończyła Negocjacje w Wyższej Szkole Umiejętności Społecznych oraz Zarządzanie Przedsiębiorstwami na Akademii Ekonomicznej w Poznaniu. Ukończyła kurs couchingu. Przez wiele lat pełniła funkcję Dyrektora Windykacji, Kontroli Kredytowej i Prokurenta w największym na świecie koncernie produkującym towary drewnopochodne, tworząc, rozwijając i kontrolując każdą komórkę kontroli należności w Polsce i nadzorując ich funkcjonowanie w Europie. W swojej karierze zarządzała należnościami i odzyskiwała kwoty w wysokości kilkuset milionów złotych. Specjalizuje się w szkoleniach z zakresu windykacji bezpośredniej i pośredniej, negocjacji, psychologii popularnej, ekonomii i prawa.