Namierzyć samolot
Potrafią godzinami wyczekiwać, aż na niebie pojawi się ich cel. Wtedy działają błyskawicznie, celują w stronę maszyny i naciskają spust… migawki aparatu fotograficznego. W ten sposób planespotterzy, bo o nich mowa, łączą pasję fotografowania i fascynację samolotami.
Nazwa „planespotting" pochodzi od angielskich słów „plane" - samolot oraz „spot" - namierzać.
Nie ma chyba lepszej definicji tego słowa - fani planespottingu rzeczywiście namierzają latające maszyny po to, by uwiecznić na zdjęciu np. ich start czy lądowanie. To zajęcie wymagające cierpliwości i silnej woli, jednak w Polsce znaleźć można wielu amatorów planespottingu
We Wrocławiu działają dwa stowarzyszenia zrzeszające pasjonatów fotografowania statków powietrznych - Wrocław Spotters oraz Spotters.pl. Zdaniem spotterów Wrocławski Port Lotniczy jest jednym z najbardziej przychylnych im lotnisk. Port Lotniczy Wrocław podpisał umowy z oboma stowarzyszeniami, na mocy których członkowie stowarzyszeń (ok. 10 osób) zostali przeszkoleni z zakresu ochrony i bezpieczeństwa i otrzymali przepustki, które umożliwiają im dostęp do niektórych stref lotniska. - Władze wrocławskiego lotniska umożliwiły nam robienie zdjęć z miejsc, które nie są ogólnodostępne. Niekiedy jesteśmy wpuszczani wraz z dziennikarzami na pokład niektórych samolotów - mówi Paweł Gębski, jeden z wrocławskich spotterów.
- Spotterzy często przemierzają tereny wzdłuż ogrodzenia okalającego lotnisko i informują nas o uszkodzeniach dokonanych przez zwierzęta lub ludzi, udostępniają nam także swoje zdjęcia - mówi Monika Półtorzycka-Jon, specjalista ds. marketingu Portu Lotniczego Wrocław.
Nie zawsze jednak dobre zdjęcie można zrobić z tarasu widokowego. Najciekawsze miejsca są często trudno dostępne. Wrocławski spotter Sebastian Lewandowski poleca tereny wzdłuż ogrodzenia od strony Jerzmanowa. - Choć nie da się całej drogi pokonać samochodem i zwłaszcza zimą trzeba spory fragment przejść na nogach, warto, bo z tego miejsca można fotografować nie tylko samoloty stojące lub kołujące na płycie lotniska, ale także maszyny odlatujące i podchodzące do lądowania.
Zrywanie się z łóżka w środku nocy, wielogodzinne oczekiwanie na mrozie lub upale, podróżowanie po lotniskach całego świata - planespotterzy są gotowi na wiele, by zrobić to jedno, unikatowe zdjęcie. Każdy spotter ma jakieś maszyny, które najbardziej pragnie uwiecznić. Jednak jest jedno marzenie, łączące wszystkich planespotterów - sfotografowanie największego samolotu świata, Antonowa 225 „Mrija" zbudowanego w ZSRR z myślą o transporcie promu kosmicznego Buran, który nigdy nie powstał. Na świecie lata tylko jeden egzemplarz tego samolotu. Gdy ma się gdzieś pojawić, zjeżdżają się tam spotterzy z najodleglejszych części globu.
We Wrocławiu Antonow 225 „Mrija" jeszcze nie zagościł, ale na razie wrocławscy spotterzy namierzają inne ciekawe maszyny. - To przede wszystkim Boeingi i transportowe Rusłany - mówi Sebastian Lewandowski. - Na wrocławskim lotnisku lądują także maszyny ze wschodu oraz czartery, których nie da się już sfotografować w zachodnich portach lotniczych.
Spotterzy specjalizują się w różnych rodzajach zdjęć. Jedni kolekcjonują kolejne modele samolotów, inni zdjęcia samolotów różnych linii lotniczych. Są też tacy, dla których konkretny model, czy barwy samolotu mają drugorzędne znaczenie, najważniejsze jest samo zdjęcie - światło, strugi i zawirowanie powietrza, ulotna chwila.